Najnowsze wpisy


lis 02 2016 Rozdział 16. Pytaj o co chcesz.
Komentarze (1)

 

Pochłonięta jedzeniem, nawet nie podniosła głowy, kiedy usiadłem przy jej stoliku.
 
- Hej — starałem się zacząć jakoś rozmowę.
 
Jedyną reakcją ze strony Anny było, lekkie kiwniecie głową. Te problemy z komunikacją zaczynały mnie powoli męczyć.
 
- Mogłabyś się przynajmniej wysilić w odpowiedzi — Powiedziałem z wyrzutem — Dobra, nieważne. Jak skończysz, przyjdź do pokoju. — Powiedziałem, wstając od stolika.
 
Kiedy znalazłem się w pokoju, szybko przebrałem się w nowy strój. Przez chwilę nie wiedziałem co zrobić ze starymi rzeczami, aż w końcu zdecydowałem, że wyrzucę je później. Wyjąłem też z torby ubranie dla Anny. Oczywiście to normalne. Swój specjalny zakup zamierzałem zostawić na..... specjalną okazję.
 
Kilka minut później wróciła Anna.
 
- Proszę, to dla ciebie — Powiedziałem, podając jej nowe ubrania — Przebierz się w to.
 
Przez chwile patrzyła na ubranie, a potem przesunęła spojrzenie na mnie. Nie wiedzieć, dlaczego ujrzałem na jej twarzy lekki rumieniec.
 
- N.. Na pewno? — Spytała niepewnie, cały czas się rumieniąc.
 
- Tak, na pewno — Odpowiedziałem, nie rozumiejąc jej pytania — Proszę, przebierz się w to.
 
Rumieniec na jej policzkach powiększył się. Zaczęła niepewnymi ruchami zdejmować z siebie ubranie.
 
Cooooo!!!?
 
Poderwałem się z miejsca.
 
- Co ty robisz!? — Zapytałem zszokowany.
 
- Przebieram się — Odpowiedziała cichutko.
 
- To, to wiem, ale nie rób tego przede mną! — Wydawało mi się, że moje serce zaraz eksploduje.
 
Natychmiast opuściłem pokój, zostawiając ją sama. Kiedy bylem już za ściana, oparłem się o nią plecami, i osunąłem powolutku na ziemie.
 
- Boże, to zdecydowanie nie na moje nerwy.
 
Kiedy Anna zawołała mnie z pokoju, zdołałem się już jakoś uspokoić.
 
Musiałem stwierdzić, że mam naprawdę dobre oko. Nowy strój wydawał się panować niemal idealnie. Gdzieniegdzie co prawda widać było kawałki luźnego materiału, ale kiedy przestanie być taka wychudzona, powinno być lepiej.
 
- No, i co o tym myślisz? — Spytałem, pełen samo zadowolenia. — Podoba ci się?
 
- D.. Dziękuje — Odpowiedziała cichym głosem.
 
Kolejnym celem powinno być, chyba przekonanie jej by mówiła troszkę głośniej.
 
- No, to teraz musimy chyba coś sobie wyjaśnić, prawda? Wczoraj nie było okazji, więc jeśli chcesz o coś zapytać, masz teraz wspaniałą okazję.
 
Przyglądała mi się chwile, intensywnie, o czymś myśląc.
 
- Dlaczego tyle dla mnie robisz? Czego żądasz w zamian? — Zapytała w końcu.
 
Zaskoczyła mnie tym pytaniem.
 
- Czego chcę w zamian? Chyba nic. A jeśli chodzi o to, dlaczego to robię? — Zamyśliłem się na chwilkę — Chyba jestem po prostu bardzo głupi. — Uśmiechnąłem się lekko.
 
Moja odpowiedz, chyba troszeczkę ją uspokoiła.
 
- Jeszcze jakieś pytania?
 
- Tak. Czy ty jesteś człowiekiem?
 
- Nie — Odparłem krótko — Nie jestem człowiekiem.
 
Nie widziałem powodu, dlaczego miałbym kłamać.
 
- Skoro nie jesteś człowiekiem, to kim jesteś? Pół-bestią? — Z każdym kolejnym zdaniem jej glos brzmiał coraz głośniej.
 
- To pytanie zostawmy lepiej na inną okazję — Wolałem nie poruszać tego tematu.
 
- Ostatnie pytanie, co zamierzasz ze mną zrobić? — Tym razem jej glos brzmiał naprawdę głośno.
 
Zastanowiłem się przez chwilę.
 
- To zależy. Jeśli chcesz, możesz zostać ze mną. Jeśli nie, możesz odejść. Proszę, zastanów się nad odpowiedzią. — Mówiąc to, wyszedłem z pokoju.
 
Szczerze wolałbym, by została ze mną, ale jak zechce odejść, nie będę jej zatrzymywał.
 
Byłoby mi jednak przykro, ponieważ naprawdę ją polubiłem.
 
[~W projekcie pomaga grupa [ NIEZNANI ] wspomóżcie ich, wbijając na ich [fp](https://www.facebook.com/nieznanipoznani/)~]
Mefistofeles   
lis 02 2016 Rozdział 15. Zakupy.
Komentarze (2)

Tablica zawalona była różnego rodzaju zadaniami. Były ich setki, jeśli nie tysiące. Mnie jednak interesowały tylko zadania z rangą E lub D.

 

 

Zadanie : Nazbieraj trochę bagiennego ziela.

Ranga : E

Nagroda : 2 Rony.

Powtarzalne : Tak


 

Zadanie : Upoluj 5 niebieskich glutów.

Ranga : E

Nagroda : 4 Rony.

Powtarzalne : Tak


 

Zadanie : Upoluj 10 Żmii zygzakowatych.

Ranga : D

Nagroda : 7 Ron.

Powtarzalne : Tak

 

 

Zadanie : Upoluj 20 widmowych nietoperzy.

Ranga : D

Nagroda : 10 Ron

Powtarzalne : Tak

 

 

Zadania z rangi E i D nie wyglądały na zbyt wymagające. Co prawda nie spotkałem jeszcze żadnego gluta, ale w grach nawet dziecko mogło je pokonać. Zaś co do żmii, to widziałem kilka w lesie. Nie wyglądały na groźnych przeciwników.

 

Z ciekawości rzuciłem okiem na zadanie rangi SS.

 

 

Zadanie : Upoluj olbrzyma z gur Deszczu i Mroku.

Ranga : SS

Nagroda : 2 Geyl

Powtarzalne : Nie

 

 

Różnica była ogromna! Nagroda była kilka set razy większa od najwyższej nagrody z Rangi D! Gdyby ktoś wykonał kilka takich zadań, był by ustawiony do końca życia!

 

Cholera! Przecież w mojej sakiewce jest kilka złotych monet! Nagle oczami duszy zobaczyłem samego siebie w otoczeniu pięknych pokojówek, wylegującego się wygodnie w wielkim fotelu!

 

Szybko odpędziłem od siebie tę wizje. Poprzednie życie zmarnowałem, nie zamierzałem więc tego powtarzać. Nie dostane jeszcze jednej szansy.

 

Opuściłem budynek Gildii nie przyjmując żadnych zadań. Nie miałem teraz na to czasu i ekwipunku. Miecz zdobyty na bandytach nie był zbyt dobrej jakości, poza tym był strasznie wyszczerbiony. Znalezione w karecie ubrania także nie były w najlepszym stanie.

 

Moim pierwszym celem był sklep z bronią.

 

Kiedy tylko przekroczyłem próg, natychmiast rzuciła mi się w oczy różnorodność oręża. Miecze, maczugi, różnorodne noże. Wszystko to znajdowało się na pułkach, mogąc wprawić w zachwyt nawet kogoś nie obeznanego z bronią.

 

Za ladą stał niski, mocno zbudowany mężczyzna z długą, sięgającą pasa brodą. Kiedy tylko mnie zobaczył, natychmiast rzucił.

 

- Czego?

 

Obsługa nie jest tu zbyt miła

 

- Szukam broni.

 

- A co innego mógłbyś tu znaleźć! Może panienki do towarzystwa? - Zakpił. Chwile później jednak zapytał rzeczowym tonem - A jakiej dokładnie?

 

- Dwóch jednoręcznych mieczy. - Nagle przypomniałem sobie o Annie - I jakiegoś lekkiego, najlepiej małego ostrza.

 

Nie mogłem zostawić jej bezbronnej, a szczerze wątpię by dała radę trzymać normalny miecz.

 

- Hmm... A ile jesteś gotów zapłacić?


- Dużo - Odpowiedziałem, myśląc o wypchanej złotem sakiewce.

 

Mężczyzna, który prawdopodobne był krasnoludem, zniknął na chwile na zapleczu. Kiedy wrócił, położył na blacie 3 ostrza.

 

- Te dwa ostrza zostały wykonane z Mithrilu. Nigdy się nie stępią, i są w stanie przeciąć niemal wszystko. Stanowią komplet. - Wskazał na dwa jednoręczne ostrza - Natomiast to - wskazał sporej wielkości nuż - To ostrze z Saraceńskiej stali. Jest bardzo leki i ostry, ale łatwo go złamać. Za wszystko 2 Geyl. Bierzesz?

 

- Biorę - Odpowiedziałem krótko, biorąc jeden z mieczy do ręki. Rękojeść idealnie dopasowywała się do mojej ręki.

 

Po opuszczeniu sklepu z broniom, udałem się do sklepu z ubraniami. Tam pozbyłem się swojego ubrania, i założyłem skurzany półpancerzyk. Zwróciłem szczególną uwagę na to by był dość elastyczny. Wziąłem także ubranie dla Anny. Miała na sobie tylko brudne, podarte rzeczy więc pomyślałem że to dobry pomysł.

 

Miałem już wychodzić, kiedy jedno ubranie zwróciło moją uwagę. Lekko się zawahałem, ale po chwili namysłu postanowiłem je kupić. Przy okazji zaopatrzyłem się w sporej wielkości skurzaną torbę.

 

Kiedy w końcu opuściłem sklep, zorientowałem się że minęły już dobre 3 godziny odkąd opuściłem Karczmę. Anna powinna się już obudzić. Nie chciałem martwić jej swoją nieobecnością.

 

Czy prędzej udałem się w kierunku Karczmy.

 


 

Powoli okres gdzie rozdziały są codziennie dobiega końca. Niestety nic co piękne nie trwa wiecznie.

 

P.S - By ułatwić wam zrozumienie nagród za zadania, postanowiłem rozpisać wam przelicznik walutowy.

 

10 Ron - 1 Srebrnik

100 srebrników - 1 Geyl

1 Geyl - 1000 Ron.

Mefistofeles   
paź 31 2016 Rozdział 14 Z gifem
Komentarze (0)

Kiedy otworzyłem oczy, czułem się naprawdę paskudnie. Bolały mnie całe plecy, byłem przemarznięty i strasznie zdrętwiałem. Spanie na podłodze nie było jednak aż tak dobrym pomysłem Szczerze to wolał bym już spać na gołej ziemi, nie było by przynajmniej tak twardo.

 

Kiedy jednak spojrzałem na śpiącą w łóżku Anne, pomyślałem że może jednak nie było tak źle? Musiało jej się śnić coś dobrego, ponieważ na jej ustach błąkał się lekki uśmiech.

 

Na ten widok zakuło mnie lekko serce.

 

Nie mogę pozwolić jej cierpieć - Pomyślałem.

 

Wstałem powoli, starając się wydawać jak naj mniej hałasu by jej nie obudzić. Bul w plecach lekko zmalał, ale dobry pomysłem było przejść się kawałek, by przywrócić krążenie.

 

Z samego rana w karczmie nie było niemal nikogo. Tylko nie liczne ranne ptaszki jadły śniadanie. Na ich widok także poczułem się głodny.

 

Tym razem za ladą stała wysoka, całkiem łada dziewczyna.

 

- Witam, co podać?


- Jakieś lekkie śniadanie. - Odpowiedziałem, rozglądając się po sali.

 

Dostałem talerz gorącej zupy i kawałek chleba. Nie powiem by był to wytworny posiłek, ale po tak długiej diecie składającej się z samego mięsa, byłem naprawdę zadowolony.

 

Kiedy tylko się najadłem (Musiałem zapłacić 2 Rony), rzuciłem

 

- W moim pokoju jest jeszcze jedna dziewczyna. Kiedy zejdzie na duł, proszę jej tagże dać coś do jedzenia. - Powiedziałem kładąc na ladzie pieniądze.


- Oczywiście. Może pan ją opisać?

 

Zamyśliłem się lekko.


- Brązowe włosy, psie uszy, wychudzona. Niezbyt wysoka. - Starałem się jak najdokładniej ją opisać - A, i nazywa się Anna.


- Dobrze, życzy pan sobie coś jeszcze?


- Tak, jest tu może jakieś miejsce gdzie można zarobić trochę pieniędzy?

 

Dziewczyna zamyśliła się lekko.

 

- Najlepsze będą chyba Gildie najemników i poszukiwaczy przygód.


- To to nie jest to samo? - zdziwiłem się.

 

- Nie, nie! - Gorąco zaprzeczyła - Najemnicy zajmują się głównie eskortowaniem lub ochroną. Poszukiwacze przygód zaś zajmują się eskortowaniem, walką z potworami, zbieraniem ziół, są wszechstronni.


- Acha. Dziękuje - Podziękowałem. Zapytałem jeszcze jak dojść do Gildi Poszukiwaczy przygód.

 

Po namyśle odrzuciłem pomysł zostanie najemnikiem. Lepiej im płacą, ale nie lubiłem ograniczać się tylko do jednej rzeczy. Poszukiwaczom płacili trochę gorzej, ale mogli zajmować się ciekawszymi zadaniami.

 

Okazało się że Gildia jest tylko kilka kroków od karczmy. Wychodząc na zewnątrz byłem zaskoczony zmianą jaka zaszła od wczoraj. Ostatniego wieczoru było tu pełno ludzi, teraz jednak ruch był dużo mniejszy.

 

Budynek gildii nie wyglądał zbyt imponująco. Właściwie to nie różnił się zbytnio od karczmy. Jedyną różnicą był ruch. do budynku Gildi co chwile wchodzili, lub wychodzili ludzie. Kiedy jednak przekroczyłem próg, zrozumiałem że podobieństwo było tylko powierzchniowe.

 

Na przeciwko drzwi znajdowały się kontuary, do których co chwile podchodzili ludzie, chcąc podjąć się jakiegoś zadania. Jedna z ścian była całkowicie zajęta przez wielką tablice, na której powywieszane były zadania. Gdzie nie gdzie były poustawiane stoły, przy których małe grupki poszukiwaczy rozmawiało między sobą.

 

Nikt nie zwrócił żadnej uwagi na moje przybycie. Nie zaczepiany przez nikogo podszedłem do lady.

 

Stał za nią łysiejący facet po 40.

 

 

 

 

Zaraz!? Czy za ladą nie powinna stać piękna recepcjonistka!? Ten gość nie był recepcjonistką, a już na pewno nie był piękny!

 

- Słucham? - Zapytał zachrypniętym głosem.


- Chciałbym dołączyć do Gildi.

 

- Oczywiście - Nie wydawał się zaskoczony, więc nie popełniłem chyba żadnej gafy. - Proszę to wypełnić - Powiedział, podając mi kartkę.

 

Imię :

Płeć :

Wiek :

Profesja :

Czy jesteś człowiekiem? Tak/Nie.

Należysz do jakiejś innej organizacji? Tak/Nie.

Potwierdzasz że zgadzasz się z własnej woli Tak/Nie.

 

Zaskakujące było to że rozumiałem tutejsze pismo. le skoro znałem język, to niby czemu nie miał bym znać liter? Odłożyłem to na później.

 

- Czy imię jest konieczne? - Zapytałem.

 

- Nie. Możesz podać fałszywe lub swój pseudonim. Nie ma to żadnego znaczenia.

 

Serio? To po co właściwie pytacie? To pytanie cisnęło mi się na usta, ale przemilczałem.

 

Szybko wypełniłem niemal cały formularz. Zawahałem się na chwile przy pytaniu czy jestem człowiekiem. W kocu zdecydowałem się wpisać prawdę. Największy problem miałem przy imieniu, ale w końcu wpisałem pierwszą nazwisko jakie przeszło mi na myśl.

 

Imię : Waterlow

Płeć : Mężczyzna

Wiek : 21

Profesja : Brak.

Czy jesteś człowiekiem? Tak/Nie.

Należysz do jakiejś innej organizacji? Tak/Nie.

Potwierdzasz że zgadzasz się z własnej woli Tak/Nie.

 

Skłamałem trochę co do wieku, ale z obecną postacią nikt nie dał by mi 30 lat. Oddałem mu kartkę

 

- Proszę chwile zaczekać. - Powiedział, odchodząc.

 

Kilka minut później wrócił, i wręczył mi niewielką kartę.


Imię : Waterlow

Płeć : Mężczyzna

Wiek : 21

Ranga : E

 

- Oto pańska karta gildii. Obecnie ma pan rangę E, jeśli chce pan ją podnieść trzeba wykonać 10 zadań wyższej rangi. Jakieś pytania?


- Nie, dziękuje. - Powiedziałem, po czym ruszyłem w kierunku tablicy z zadaniami.

 

Nie wiedzieć czemu, ten gość nie wzbudził mojej sympatii. Wręcz przeciwnie, czułem do niego dziwną niechęć.

 


 

Dziś już więcej nie wstawie. Wiecie, święto. Ale możecie liczyć na rozdział w środę.  :D

 

 

Sorry za tego Gifa. Znalazłem go przypadkiem, i akurat wpasował się tematycznie. Taki szok!

Mefistofeles   
paź 31 2016 Rozdział 14. Pierwszy dzień w mieście.
Komentarze (6)

Kiedy otworzyłem oczy, czułem się naprawdę paskudnie. Bolały mnie całe plecy, byłem przemarznięty i strasznie zdrętwiałem. Spanie na podłodze nie było jednak aż tak dobrym pomysłem Szczerze to wolał bym już spać na gołej ziemi, nie było by przynajmniej tak twardo.

 

Kiedy jednak spojrzałem na śpiącą w łóżku Anne, pomyślałem że może jednak nie było tak źle? Musiało jej się śnić coś dobrego, ponieważ na jej ustach błąkał się lekki uśmiech.

 

Na ten widok zakuło mnie lekko serce.

 

Nie mogę pozwolić jej cierpieć - Pomyślałem.

 

Wstałem powoli, starając się wydawać jak naj mniej hałasu by jej nie obudzić. Bul w plecach lekko zmalał, ale dobry pomysłem było przejść się kawałek, by przywrócić krążenie.

 

Z samego rana w karczmie nie było niemal nikogo. Tylko nie liczne ranne ptaszki jadły śniadanie. Na ich widok także poczułem się głodny.

 

Tym razem za ladą stała wysoka, całkiem łada dziewczyna.

 

- Witam, co podać?


- Jakieś lekkie śniadanie. - Odpowiedziałem, rozglądając się po sali.

 

Dostałem talerz gorącej zupy i kawałek chleba. Nie powiem by był to wytworny posiłek, ale po tak długiej diecie składającej się z samego mięsa, byłem naprawdę zadowolony.

 

Kiedy tylko się najadłem (Musiałem zapłacić 2 Rony), rzuciłem

 

- W moim pokoju jest jeszcze jedna dziewczyna. Kiedy zejdzie na duł, proszę jej tagże dać coś do jedzenia. - Powiedziałem kładąc na ladzie pieniądze.


- Oczywiście. Może pan ją opisać?

 

Zamyśliłem się lekko.


- Brązowe włosy, psie uszy, wychudzona. Niezbyt wysoka. - Starałem się jak najdokładniej ją opisać - A, i nazywa się Anna.


- Dobrze, życzy pan sobie coś jeszcze?


- Tak, jest tu może jakieś miejsce gdzie można zarobić trochę pieniędzy?

 

Dziewczyna zamyśliła się lekko.

 

- Najlepsze będą chyba Gildie najemników i poszukiwaczy przygód.


- To to nie jest to samo? - zdziwiłem się.

 

- Nie, nie! - Gorąco zaprzeczyła - Najemnicy zajmują się głównie eskortowaniem lub ochroną. Poszukiwacze przygód zaś zajmują się eskortowaniem, walką z potworami, zbieraniem ziół, są wszechstronni.


- Acha. Dziękuje - Podziękowałem. Zapytałem jeszcze jak dojść do Gildi Poszukiwaczy przygód.

 

Po namyśle odrzuciłem pomysł zostanie najemnikiem. Lepiej im płacą, ale nie lubiłem ograniczać się tylko do jednej rzeczy. Poszukiwaczom płacili trochę gorzej, ale mogli zajmować się ciekawszymi zadaniami.

 

Okazało się że Gildia jest tylko kilka kroków od karczmy. Wychodząc na zewnątrz byłem zaskoczony zmianą jaka zaszła od wczoraj. Ostatniego wieczoru było tu pełno ludzi, teraz jednak ruch był dużo mniejszy.

 

Budynek gildii nie wyglądał zbyt imponująco. Właściwie to nie różnił się zbytnio od karczmy. Jedyną różnicą był ruch. do budynku Gildi co chwile wchodzili, lub wychodzili ludzie. Kiedy jednak przekroczyłem próg, zrozumiałem że podobieństwo było tylko powierzchniowe.

 

Na przeciwko drzwi znajdowały się kontuary, do których co chwile podchodzili ludzie, chcąc podjąć się jakiegoś zadania. Jedna z ścian była całkowicie zajęta przez wielką tablice, na której powywieszane były zadania. Gdzie nie gdzie były poustawiane stoły, przy których małe grupki poszukiwaczy rozmawiało między sobą.

 

Nikt nie zwrócił żadnej uwagi na moje przybycie. Nie zaczepiany przez nikogo podszedłem do lady.

 

Stał za nią łysiejący facet po 40.

 

Zaraz!? Czy za ladą nie powinna stać piękna recepcjonistka!? Ten gość nie był recepcjonistką, a już na pewno nie był piękny!

 

- Słucham? - Zapytał zachrypniętym głosem.


- Chciałbym dołączyć do Gildi.

 

- Oczywiście - Nie wydawał się zaskoczony, więc nie popełniłem chyba żadnej gafy. - Proszę to wypełnić - Powiedział, podając mi kartkę.

 

Imię :

Płeć :

Wiek :

Profesja :

Czy jesteś człowiekiem? Tak/Nie.

Należysz do jakiejś innej organizacji? Tak/Nie.

Potwierdzasz że zgadzasz się z własnej woli Tak/Nie.

 

Zaskakujące było to że rozumiałem tutejsze pismo. le skoro znałem język, to niby czemu nie miał bym znać liter? Odłożyłem to na później.

 

- Czy imię jest konieczne? - Zapytałem.

 

- Nie. Możesz podać fałszywe lub swój pseudonim. Nie ma to żadnego znaczenia.

 

Serio? To po co właściwie pytacie? To pytanie cisnęło mi się na usta, ale przemilczałem.

 

Szybko wypełniłem niemal cały formularz. Zawahałem się na chwile przy pytaniu czy jestem człowiekiem. W kocu zdecydowałem się wpisać prawdę. Największy problem miałem przy imieniu, ale w końcu wpisałem pierwszą nazwisko jakie przeszło mi na myśl.

 

Imię : Waterlow

Płeć : Mężczyzna

Wiek : 21

Profesja : Brak.

Czy jesteś człowiekiem? Tak/Nie.

Należysz do jakiejś innej organizacji? Tak/Nie.

Potwierdzasz że zgadzasz się z własnej woli Tak/Nie.

 

Skłamałem trochę co do wieku, ale z obecną postacią nikt nie dał by mi 30 lat. Oddałem mu kartkę

 

- Proszę chwile zaczekać. - Powiedział, odchodząc.

 

Kilka minut później wrócił, i wręczył mi niewielką kartę.


Imię : Waterlow

Płeć : Mężczyzna

Wiek : 21

Ranga : E

 

- Oto pańska karta gildii. Obecnie ma pan rangę E, jeśli chce pan ją podnieść trzeba wykonać 10 zadań wyższej rangi. Jakieś pytania?


- Nie, dziękuje. - Powiedziałem, po czym ruszyłem w kierunku tablicy z zadaniami.

 

Nie wiedzieć czemu, ten gość nie wzbudził mojej sympatii. Wręcz przeciwnie, czułem do niego dziwną niechęć.

 


 

Dziś już więcej nie wstawie. Wiecie, święto. Ale możecie liczyć na rozdział w środę.  :D

Mefistofeles   
paź 31 2016 Rozdział 13. Królewska stolica.
Komentarze (9)

Czułem że kiedyś moje serce wpędzi mnie w kłopoty. Ale czy to moja wina że nie mogłem przejść niewzruszony obok płaczącej dziewczyny?

 

Kiedy Anna zdołała się jako tako uspokoić, trzeba było zająć się naszymi jeńcami. Powoli zaczynali się już wybudzać, więc najwyższy czas pomyśleć co z nimi zrobić. Najprościej było by po prostu ich zabić, ale wolałem nie rozważać na razie tej możliwości.

 

Po namyśle zdecydowałem się przywiązać ich do najbliższego drzewa, i tak zostawić, Może nawet ktoś ich uratuje? Nawet jeśli nie, raczej nie będzie mi ich żal. Wcześniej jednak dokładnie ich przeszukałem. Nie liczyłem na żaden większy łup, i nie zawiodłem się. Tylko jeden z nich miał sakiewkę, w dodatku niemal pustą.

 

Większą uwagę poświęciłem ich mieczom. Były ty lekkie, jednoręczne ostrza, w dużo lepszym stanie niż mój poprzedni. Choć także miały na sobie ślady intensywnego używania.

 

Bandyci próbowali protestować podczas przywłaszczania sobie ich dobytku, ale ni zwracałem na to uwagi.

 

- Wiesz jak daleko jest najbliższe miasto? - Spytałem Anny.

 

- Godzinę drogi stąd - Odpowiedziała.

 

Jej głos nie był już tak cichy jak na początku, co odnotowałem z zadowoleniem. Widać było że przestała się już mnie bać. Dowodem na to było to, że kiedy zaproponowałem jej by szła ze mną, zgodziła się bez większych sprzeciwów.

 

Ruszyliśmy w drogę w milczeniu. Nie wiedziałem na jaki temat mogli byśmy rozmawiać, a ona nie wydawała się być w tej chwili chętna do rozmowy. Od czasu naszej pierwszej rozmowy wydawała się jakoś dziwnie milcząca, jakby zamyślona.

 

Po około godzinie ujrzałem przed sobą miasto.

 

Spodziewałem się jakiejś niewielkiej wioski, może małego miasteczka. Jednak to co ujrzałem przerosło moje najśmielsze oczekiwania.

 

Wielkie miasto było otoczone potężnymi, wysokimi na wiele metrów murami. Przy potężnej bramie znajdowała się spora kolejka ludzi którzy po kolei wchodzili lub wychodzili z miasta.

 

- Co to za miasto? - Zszokowany spytałem Anny.

 

- Stolica królestwa Kaon, Hanalea.

 

Więc była to stolica.


- Zawsze są tutaj takie kolejki? - Spytałem zaciekawiony.

 

- Nie słyszał pan? - Była tym naprawdę zdziwiona - Z całego królestwa ściągają najlepsi wojownicy i widzowie na wielki turniej Bogów.

 

To by wyjaśniało dlaczego większość z ludzi stojących przed bramą miała na sobie zbroje i broń. Przynajmniej ja sam się nie wyróżniałem.

 

Stanęliśmy w kolejce, oczekując na swoją kolej by przejść przez bramę. Kolejka posuwała się naprawdę powoli. Minęło dobre półgodziny zanim nadeszła nasza kolej.

 

Potężnie zbudowany strażnik spojrzał na nas uważnie.


- Wstęp do miasta kosztuje jednego srebrnika - Powiedział. Zaraz jednak rzucił okiem na obrożę na szyi Anny - Za niewolnika płaci się puł srebrnika.

 

Najwyraźniej wziął Annę za mojego sługę. Nie widziałem zbytniej potrzeby wprowadzać go z błędu.  

Otworzyłem sakiewkę zabraną bandytą. Było w niej kilka srebrnych i miedzianych monet. Bez słowa podałem mu 2 srebrne.

 

- Dobrze - Oddał mi 5 miedzianych monet - Życzę miłego pobytu.

 

Kiedy tylko przekroczyliśmy bramę, uderzył mnie niesamowity zgiełk miasta. Mimo że zbliżała się już późna godzina, na ulicach na ulicach było pełno ludzi. W życiu nie widziałem takich tłumów.

 

- Przepraszam, gdzie tutaj można spędzić noc? - Spytałem jakiegoś przechodnia.

 

- ,,Pod Baryłką" powinny być jakieś miejsca. - Wytłumaczył mi jak tam dojść.

 

Podziękowałem, po cym ruszyliśmy dalej. Już po chwilo byliśmy na miejscu.

 

W karczmie ,,Pod baryłką" także było dużo ludzi. Wszyscy siedzieli przy stolikach jedząc kolacje, lub pijąc.

 

Przy barze stał postawny, barczysty mężczyzna.

 

- Chciał bym wynająć pokój.


- Jedna noc kosztuje 5 ron. Za posiłki płaci się osobno.

 

 Natychmiast zapłaciłem za trzy dni. Nie wiedziaółem w końcu ile tu zostanę.

 

 Natychmiast po otrzymaniu kluczy, udaliśmy się do pokoju. Nie był on pierwszej klasy. Właściwie było tutaj tylko niewielkie łózko, i malutki stoliczek. Nie narzekałem jednak, zadowolony że w końcu mogę spać z dachem na głową.

 

Kazałem Anie położyć się w łóżku, ja zaś zająłem podłogę. Próbowała protestować, ale byłem stanowczy. Jaki prawdziwy mężczyzna pozwoli spać dziewczynie na podłodze? Na pewno nie ja.

 

Musiałem być bardzo zmęczony, ponieważ natychmiast po położeniu głowy na podłodze, zasnąłem.

 


Planowałem dodać jutro, ale skoro Krypel ma dziś urodziny, do dodaje teraz. :D

Mefistofeles   
paź 31 2016 Rozdział 12. Pierwsza rozmowa.
Komentarze (3)

Na dźwięk mojego głosu dziewczyna trzęsło się lekko.

 

Westchnąłem ciężko. Wyglądało a to że się mnie boi. Właściwie to się jej nawet nie dziwie. Sam był bym przerażony w takiej sytuacji. Musiałem znaleźć jakiś sposób by zdobyć choć odrobine jej zaufania. Może wtedy zdołam jakoś z nią porozmawiać?

 

Przyjrzałem się jej dokładnie.

 

Teraz mogłem wyraźnie stwierdzić że była naprawdę młoda. Wcześniej myślałem że mrze mieć 17, może 18 lat. Teraz nie dał bym jej nawet 16.

 

Była naprawdę wychudzona, jakby po wielodniowej głodówce. Założę się że mógłbym policzyć jej teraz wszystkie żebra. W jej oczach dało się jednak wyczytać wole życia.

 

Gdy tak się jej przyglądałem, nagle doznałem olśnienia.

 

- Poczekaj tu na mnie, proszę. - Powiedziałem.

 

Następnie szybkim krokiem wbiegłem po między drzewa. Kiedy tylko oddaliłem się od niej, zmieniłem się w smoka. Drzewa nie rosły tutaj tak gęsto, więc mogłem spokojnie manewrować między gałęziami. Już po kilku minutach znalazłem to czego szukałem.

 

Było to stadko składające się z 5 rogatych królików. Nie stanowiły one dla mnie żadnego wyzwania.W ciągu kilku sekund udało mi się uśmiercić 3 z nich. Niestety, ostatniej dwójce udało się uciec. Nie goniłem ich jednak. Ta trójka z cało pewnością wystarczy.

 

Wziąłem je w ręce, po czym ruszyłem z powrotem kierunku dziewczyny. Nadal tam była. Usiadła na pobliskim kamieniu i wyglądała na lekko zamyśloną. Kiedy jednak usłyszała że się zbliżam, ponownie zrobiła się spięta.

 

Położyłem króliku na ziemi, po czym wróciłem do lasu po 3 gałęzie. Używając resztek miecza jako prowizorycznego noża, zaostrzyłem jedną z gałęzi. Chwile później stał przede mną prowizoryczny rożen. Gdybym miał jeść sam, zmienił bym się w smoka i po prostu zjadł mięso, ale skoro ona jest ze mną, taka opcja nie wchodziła w grę.

 

Kiedy tylko króliki były nabite na rożen, zacząłem powoli je przypiekać. Kontem oka zauważyłem że dziewczyna przygląda mi się zaciekawiona. Chyba nie często spotyka mężczyzn którzy potrafią zionąć ogniem.

 

Po około 10 minutach mięso było gotowe. W powietrzu zaczął rozchodzić się apetyczny zapach. Kiedy rzuciłem okiem w kierunku dziewczyny, zobaczyłem w jej oczach głód.

 

Bez słowa podałem jej jednego królika. Przez chwile podszyła na niego zaskoczona, ale już chwile późnej wbiła w niego zęby. Łapczywie zaczęła pożerać kawałki mięsa, a gorący tłuszcz zaczął cieknąć jej po brodzie. Wydawało jej się to jednak nie przeszkadzać.Nie wiedziałem że jedna dziewczyna może zjeść aż tyle.

 

Sam zabrałem się za jedzenie, co jakiś czas zerkając w jej stron. Dopiero kiedy z jej porcji niemal nic nie zostało, przemówiła

 

- D...Dziękuje - Powiedziała z drżącym głosem.

 

Posłałem jej lekki uśmiech. A więc prawdą jest że do ludzi najłatwiej przemawia się prze żołądek.

 

- Nie ma za co. Mogła byś mi powiedzieć jak się nazywasz?

 

Spojrzała na mnie trochę niepewnie.

 

- Anna - Odpowiedziała cicho.

 

- Ładne imię - Ponownie lekko się uśmiechnąłem - Ja jestem... - Zawahałem się - Do mnie możesz zwracać się jak chcesz.

 

- Dlaczego? - Zapytała.

 

Po głosie można było poznać że naprawdę jest ciekawa.

 

- Nie posiadam imienia. - Odpowiedziałem zgodnie z prawdą.

 

Nie zadawała pytań. Byłem jej za to troszeczkę wdzięczny.

 

- Dlaczego cię ścigali? - Zapytałem, wskazując głową bandytów.

 

Wcześniej zdążyłem związać ich liną, którą mieli przy sobie.

 

Przez krótką chwile panowało milczenie, aż zacząłem się zastanawiać czy powinienem o to pytać.

 

- Uciekłam im - Usłyszałem cichą odpowiedz. Jej głos lekko drżał.

 

- Uciekłaś? Skąd? - Zapytałem. Czegoś chyba tu nie rozumiałem.

 

- Z transportu niewolników - Odpowiedziała cichym głosem.

 

Mówiąc to, odchyliła lekko bluzkę, odsłaniając znajdującą się na szyi obrożę. Zauważyłem ją już wcześniej, ale nie zwróciłem na nią uwagi.

 

Więc była niewolnikiem.

 

Kiedy spojrzałem jej w oczy, zobaczyłem w nich dwie rzeczy. Strach przed tym co zrobię, a zarazem śliną determinację. Determinacje, by przeżyć.

 

- Nie możesz jej po prostu zdjąć? - Zapytałem, chcąc przerwać milczenie.


- Nie wiesz? - Spytała zaskoczona - Tych obroży nie da się zdjąć.

 

Niby skąd miałem to wiedzieć?

 

- Pochodzę z bardzo daleka - Odpowiedziałem. Właściwie to nie było to kłamstwo. - Nigdy w życiu nie widziałem takiej obroży. Ja to działa?

 

Patrzyła mi chwile w oczy, jak by sprawdzając czy nie żartuje.

 

- Niewolnik nie może skłamać, próbować skrzywdzić swojego pana, nie wyjawiać jego sekretów. - Mówiła cicho, tak że ledwo można było usłyszeć jej głos. - Złamanie tych reguł kończy się śmiercią.

 

Zacząłem żałować że poruszyłem ten temat. Widać było że sprawia jej bul. Nie rozumiałem tylko jednej rzeczy.

 

- Więc jak mogłaś im uciec?


- Nie należę o nich. Próbowali mnie tylko złapać, by muc sprzedać.

 

Z jej oczu zaczęły płynąć łzy.

 

Nie wiedziałem jak ją pocieszyć. Nigdy nie byłem dobry w takich rozmowach, i nie przywykłem do tego że ktoś przy mnie płacze.

 

W końcu kierowany impulsem położyłem jej rękę na głowie i delikatnie pogłaskałem.

 

Spojrzała na mnie ze zdziwieniem. Słone łzy powoli spływały jej z policzka. Nie wiedzieć czemu ten widok poruszył moje serce. Słowa same zaczęły opuszczać moje usta.

 

-Proszę, nie płacz. - Starałem się by mój głos brzmiał łagodnie. - Obiecuje że nic ci się nie stanie.

 

Powoli skinęła głową, nie przestając jednak płakać. Jak ludzie mogli próbować zrobić coś złego tak słodkiej dziewczynie? Nie mogłem tego zrozumieć.


 

 

Jeśli będę miał czas, to rozdział wpadnie jeszcze jutro, ale szanse są naprawdę niewielkie. :D

 

Co do imienia jednak zdecydowałem się na Annę. Ewentualnie zawsze istnieje możliwość by je zmienić. : -)

 

 

 

Mefistofeles   
paź 29 2016 Rozdział 11. Pierwsze spotkanie.
Komentarze (4)

Dopiero późnym popołudniem udało mi się dotrzeć do granicy lasu. Zapewne trwało by to znacznie dużej, gdyby nie to że [Lot] awansował na 3 poziom. Właściwie to nie brakował wiele do 4.

 

Lądując na ziemi, czułem się krańcowo wykończony. Ledwo udało mi się wytrzymać tak długi lot. Powinienem dodawać więcej punktów w kondycje i siłę. Mimo to wytrzymałem naprawdę długo. Ostatnim razem byłem wykończony po kilku minutach, a teraz wytrzymałem kilka godzin. Takie nagłe skoki mocy są przerażające. Choć nie powiem by mnie nie cieszyły.

 

Po kilku minutach bul minoł. Nadal czułem zmęczenie, ale nie było ono już tak odczuwalne.

 

Musiałem poszukać jakiegoś schronienia na noc. W innym wypadki czekała mnie noc pod gołym niebem.

 

Zmieniłem się w człowieka, po czym ruszyłem na poszukiwania. W sumie to nawet nie liczyłem że coś znajdę. Rozciągały się prze dumną łąki i wzgórza. Gdzieniegdzie widniały nawet jakieś pola.

 

Może jest w pobliżu jakaś wioska? Jeśli tak to może jest tam jakaś gospoda w której mógł bym przenocować? Pieniądze miałem, więc wystarczyło tylko znaleźć wioskę.

 

Łatwiej jednak powiedzieć niż robić.

 

Ruszyłem dalej traktem, mając nadzieje że dokąd mnie zaprowadzi. To naprawdę dziwne uczucie. Przyzwyczaiłem się tak do widoku drzew, że teraz teren wokół mnie wydawał się nie mieć końca.

 

Kiedy udało mi się przejść pomiędzy wzgórzami, znowu zacząłem wkraczać między drzewa. Teraz był to jednak tylko niewielki lasek. Właściwie więcej było w nim wielkich krzaków niż samych drzew.

 

Nagle zaczęły do mnie docierać jakieś krzyki.

 

- Zatrzymaj się! - Krzyknął obcy głos.

- Nie dajcie jej uciec! - Krzyczał inny.

- Co jest z wami, nie żarliście? Łapać ją!

 

Zatrzymałem się, nasłuchując. Po chwili głosy zaczęły się przybliżać.

 

Nagle z krzaków wyskoczyła drobna sylwetka. Widząc mnie, zatrzymała się zaskoczona. Mogłem ujrzeć w jej oczach strach. Czyżby się mnie bała?

 

Wyglądała na mniej więcej 16, może 17 lat. Jasno brązowe włos sięgały jej lekko za głowę. Najbardziej jednak rzucającą się w oczy cechą były jej uszy. Wyglądały bardziej na uszy psa niż człowieka

 

Zaraz za nią wybiegło 3 mężczyzn.

 

Na pierwszy rzut oka sprawiali bardzo odpychające wrażenie. Nie ogolone od wielu dni twarze, wystrzępione, pokryte plamami ubrania, i trzymane w ręku miecze nadawały im wygląd pospolitych bandytów.

 

- No, nareszcie cię mamy. - Zaczął zbliżać się w jej stronę, najwyraźniej mając zamiar ją złapać.

 

Przerażona dziewczyna zaczęła odsuwać się od niego, coraz bardziej zbliżając się w moją stronę. Nie trzeba było być geniuszem by domyślić się o co chodzi w tej sytuacji.


 

Wybieraj!

A. Pomóż dziewczynie!

B. Nie reaguj.

C. Pomóż ją złapać

 

 

W tej sytuacji wybór był jak najbardziej oczywisty.  

 

Wyminąłem dziewczynę stając pomiędzy nią a bandytami. Spojrzeli na mnie, jakby dopiero teraz zdając sobie sprawę z mojej obecności.


- Czego od niej chcecie? - Spytałem.

 

Ten które próbował złapać dziewczynę spojrzał na mnie jak na idiotę.

 

- A co cię to obchodzi? Zjeżdżaj, zanim pożegnasz się z życiem!

- Zapytam jeszcze raz, czego od niej chcecie? - Ponowiłem pytanie.

 

Na jego czole zaczęła pulsować żyłka.

 

- Powiedziałem żebyś z tond zjeżdżał! Myślisz że kim ty jesteś, co?

- Kimś, kto nie pozwala skrzywdzić niewinnej dziewczyny. - Powiedziałem wyjmując miecz.

 

Miałem słabą nadzieje że to ich odstraszy. Jednak tylko go tym rozwścieczyłem.

 

- Sam się prosisz o śmierć! - Krzyknął - Chłopaki, na niego. Potem ją złapiemy.

 

Wszyscy trzej rzucili się w moją stronę

.

Z łatwością udało mi się uniknąć ciosu jego miecza. Sam ciołek w jego stronę, Ostrze było jednak tak stępione, że bardziej można by to porównać do ciosu pałką. Zachwiał się od ciosu, zamroczony. Wykorzystując sytuacje, uderzyłem jeszcze raz, celując w jego głowę. Tym razem uderzyłem dodatkowo tępą stroną miecza, starając się go nie zabić.

 

Z głośnym jękiem padł nieprzytomny.

 

W tymczasem pozostała dwójka zdążyła się do mnie zbliżyć, atakując jednocześnie. Udało mi się uniknąć jednego ciosu, jednakże drugi lekko musnął moje ramię.

 

Odskoczyłem na bezpieczną odległość. Nie mogłem wykorzystać tej samej sztuczki jak za pierwszym razem. Właściwie można było uznać to za przypadek. Walcząc jednak na poważnie z dwoma na raz, nie mogłem jednak liczyć na lud szczęścia.

 

Wiozłem głęboki wdech, zaciskając palce na rękojeści miecza. Nie miałem okazji tego wypróbować, ale była to jedyna możliwość.

 

Ruszyłem biegiem na tego po lewej, i wymierzyłem cięcie góry. Z łatwością zablokował mój atak, ale w tym momencie zachwiał się. Z rany na brzuch trysneła krew.

 

Było to [Podwójne uderzenie], jedna z technik Waterlow. Zamieniała jedno uderzenie w dwa. Poznałem je natychmiast po nauczeniu się Technik rodu Waterlow. Także dzięki temu nauczyłem się walczyć mieczem na przyzwoitym poziomie.

 

Niestety, przerdzewiałe ostrze nie wytrzymało.

 

Trzask!

 

Miecz złamał się zaraz za rękojeścią.

 

Nie mając wyboru, podbiegłem do ostatniego z nich, po czym uderzyłem go w żołądek. Natychmiast zgiął się w puł, a z jego ust poleciało trochę krwi. Chwile później padł nieprzytomny obok swoich towarzyszy.

 

Cała walka nietrwała dłużej niż 30 sekund

 

Spojrzałem na dziewczynę.

 

Patrzyła na to wszystko szeroko otwartymi oczami. Nadal widziałem w jej oczach ślady strachu.

 

Posłałem jej przyjacielski uśmiech, starając się ją uspokoić.

 

- Nic ci nie jest?

 


 

 

Dodałem dziś 2 rozdziały tylko dlatego, że rozdział 10 był wyjątkowo krótki.

 

P.S - Jeśli ktoś ma pomysły na imię dla dziewczyny, proszę zgłaszać swoje propozycje.

Mefistofeles   
paź 29 2016 Rozdział 10. Dalsza podróż.
Komentarze (3)

Rozdział jest w kategoriach po prawej stronie. Wystarczy otworzyć. Jest tak.dlatego, że coś strona nawala.


 

Uiechnąłem się lekko.

Było to bardzo wygodne. Gdybym nagle miał zmienić postać, nie musiał bym szukać nowej pary ubrań.

 
Teraz zmieniłem swój rozmiar, stając się znacznie grubszy. Ubranie natychmiast zaczeło pękać.
 
Cholera.
 
Nie mogłem zmieniać rozmiarów ciała. Swoją drogą ciekawe jak to właściwie działa?
 
Jeszcze raz zabrałem się za przeszukiwanie karety. Musiały przecież być tu jakaś broń. Nie mogłem przecież walczyć z potworami gołymi rękami.
 
W końcu po kilku minutach poszukiwań szczęście się do mnie uśmiechnęło. Zamazałem pochwę z niewielkim, jedno ręcznym ostrzem. Jeszcze raz musiałem stwierdzić, że jestem po postu dzieckiem szczęścia.
 
Myślałem tak do momentu, aż wyjąłem miecz z pochwy. Moja radość natychmiast odeszła w siną dal. Ostrze było naprawdę mocno wyszczerbione, i pokryte rdzą. Właściwie można było uznać za cud to, że jeszcze się nie rozpadło.
 
Nie mogłem nic na to poradzić. Jak widać nie można mieć wszystkiego. Miałem za to coś, co przynajmniej częściowo rekompensowało ten zawód. Podczas poszukiwań, wpadła mi w ręce niewielka sakiewka. Była wypełniona po brzegi złotem i srebrem. Musze jednak przyznać, że lepiej bym czuł się z dobrym mieczem.
 
Po krótkim zastanowieniu postanowiłem jednak zachować ostrze. Zawsze to lepiej niż paradować z gołymi rękami.
 
Zmieniłem podarte ubranie na jedno z całych, po czym ruszyłem w dalszą drogę. Skoro była tutaj kareta, logicznym wnioskiem jest to, że musi być tu jakaś droga.
 
Przeczucie nie zawiodło mnie, i już po kilku minutach marszu natrafiłem na trakt.
 
Raźnym krokiem przed siebie. Nie musiałem martwić się o kierunek, ponieważ i tak nie wiedziałem dokąd mnie zaprowadzi. Dopiero po kilku minutach marszu zrozumiałem jaki jestem głupi.
 
Spojrzałem szybko w górę. Ne było na de mną żadnych gałęzi. Wewnątrz lasu, drzewa były w dość sporej odległości od siebie, jednak miały tak wielką ilość gałęzi, że ledwo docierało tam słońce. Dodatkowo, mimo sporej odległości, drzewa nie pozwalały w pełni rozłożyć skrzydeł.
 
Tutaj jednak, na szerokim trakcie drzewa zostały wycięte, więc nic już nie stało na przeszkodzie.
 
Natychmiast zmieniłem się w smoka i wzbiłem w powietrze.
 
Ach, jak mi tego brakowało. To nie ziemskie wprost uczucie wolności! Kiedy tylko udało mi się wznieś ponad drzewa, doznałem szoku. Od początku wiedziałem że ten las jest ogromny, ale to przerosło moje wszelkie oczekiwania.
 
Gdzie kolwiek nie spojrzeć, drzewa sięgały aż po horyzont. Gdybym miał przebyć ten obszar na piechotę, zajęło by mi to kilka dni.
 
Po otrząśnięciu się z lekkiego szoku, zacząłem lecieć przed siebie. Nadal widziałem pod sobą trakt. Logicznym było, że musi prowadzić do jakiegoś miasta, więc wystarczyło się go trzymać.
 
Po kilku minutach pokazał się komunikat.
 
,,Umiejętność [ Lot ] awansuje! 1→2."
 
Nagle zacząłem poruszać się dużo szybciej. Latanie zaczeło wydawać się nagle dużo mniej męczące.
 
Byłem z tego powodu niezmiernie zadowolony. Zaraz skupiłem się jednak z powrotem na ziemi, by nie strącić z oczu traktu.
 
Wiedziałem że mam przed sobą jeszcze co najmniej parę godzin lotu.
 
 

 

 

Mefistofeles   
paź 27 2016 Rozdział 09. Wielkie szczęście!.
Komentarze (1)

Eksperymentowanie z nową zdolnością było naprawdę interesujące. Po kilku próbach okazało się że nie musiałem nawet otwierać kreatora. Wystarczyło że mocno się skupiłem, i mogłem dowolnie zmieniać swój wygląd.Zmiany były wtedy dokładniejsze i bardziej precyzyjne.

 

Nigdy nie zostawałem jednak w obcej postaci dłużej niż kilka minut. Paradowanie z gołym tyłkiem po lesie raczej nie jest uznawane za przejaw dobrej kultury.

 

W między czasie polowałem na wszystkie zwierzęta jakie udawało mi się zobaczyć. Oczywiście robiłem to tylko w smoczej postaci. Miałem wtedy do dyspozycji kły i pazury zamiast gołych pięści.

 

Jednak dopiero po 2 godzinach polowania i grubo ponad 40 zabitych królikach udało mi się awansować na 6 poziom. Rozdałem 3 punkty w winność, a 2 w siłę.

 

Podliczyłem to na szybko w pamięci.

 

By awansować na poziom 2 musiałem zabić 3 króliki. Na 3 potrzebowałem 6. By przedostać się z 5 a 6 musiałem zabić 48 królików. Jeśli wierzyć tej zasadzie by dostać się na kolejny poziom, musiał zabić ich 2 razy więcej niż na poprzedni.

 

- O, cholera! - Pomyślałem wstrząśnięty. Zanim udałoby mi się wbić 10 poziom, musiał bym zrównać z ziemią cały las!

 

Bardziej opłacalne wydawało się polowanie na jelenie. Dostawał za nie więcej doświadczenia, ale walka była dużo niebezpieczniejsza. Dodatkowo nie udało mi się spotka dzisiaj żadnego.

 

Kontynuowałem polowanie, ale z każdym zwycięstwem pogarszał mi się lekko nastrój.Kiedy byłem w formie człowieka, ponownie usłyszałem ten dziwny głos.

 

Wybieraj!

A. Potknij się o korzeń, skręcając boleśnie kostkę.

B. Natknij się na oddział handlarzy niewolników.

C. Losowe wydarzenie.

 

Żadna z opcji nie była zbyt zachęcająca. Wychodziło na to że cokolwiek wybiorę spotka mnie jakieś nieszczęście. Najbezpieczniejszym wyborem wydawało się C.

 

-Wybieram opcje C - Powiedziałem. Swoją drogą musi to wyglądać dziwnie. Nagi facet mówi sam do siebie chodząc po lesie.

 

Nie mogłem postąpić inaczej jak tylko parsknąć śmiechem.

 

Chyba powoli zaczynało mi odbijać.

 

Powoli drzewa zaczęły się przerzedzać. Chwile później trafiłem na niewielką polankę. Po jej przeciwnej stronie, przewrócona na bok, leżała najprawdziwsza kareta!

 

Zatrzymałem się na chwile, zbity na chwile z tropu absurdem tej sytuacji. Skąd ona się tu wzięła?

 

Dopiero chwile później udało mi się otrząsnąć z szoku i ruszyć w jej stronę.

 

Z bliska wyglądała na bardzo starą, a w niektórych miejscach widniały sporej wielkości dziury. Krótko mówiąc, wyglądała jakby nikt nie ruszał jej od wielu, wielu lat.

 

Rozglądając się dokoła, zauważyłem że drzewa były tutaj dużo młodsze. Kiedy kareta się tutaj rozbiła, mogło nie być tu jeszcze drzew. Może w pobliżu jest jakiś trakt?

 

Ponownie przybrałem formę człowieka, i spróbowałem chwycić za klamkę. Drzwi co prawda stawiały lekki opór, ale wystarczyło tylko trochę mocniej pociągnąć i stanęły otworem.

 

Myślałem że zobaczę w środku martwe ciała, ewentualnie jakieś stare kości. ( Czaszkowy żart! Yohohoho!!! ). Wewnątrz nie było jednak nikogo. Mogę powiedzieć tylko jedno, kamień spadł mi z serca. Nie wiem co bym zrobił gdy bym musiał wytaszczyć z tond trupa.

 

Po całym wnętrzu walały się jakieś stare kufry i skrzynie. Nie wiele myśląc, zacząłem wyjmować je na zewnątrz. Były co prawda trochę ciężkie, ale jakoś dałem sobie radę. Łącznie były to 2 kufry, i 1 skrzynie.

 

W pierwszym kufrze były damskie ubrania. Wszystkie miały zatrważającą ilość falbanek, i wyglądały na drogie. Nie znalazłem w nich nic ciekawego.

 

Drugi kufer okazał się bardziej interesujący, Także zawierał ubrania, ale tym razem były to bez wątpienia ubrania męskie! Natychmiast zabrałem się za ich przeszukiwanie. W większości były to niewielkie, półpancerze. Szybko udał mi się znaleźć jeden który mniej więcej pasował.

 

Teraz przyszła pora na skrzynie. Była niewielkich rozmiarów, ale za to dość ciężka. Kiedy ją otworzyłem, zawartość naprawdę mnie zdziwiła. W środku leżały ułożone w równym rządku 3 książki.

 

Zaciekawiony wziąłem jedną do ręki.

 

Natychmiast pojawił się przede mną niewielki panel.

 


Księga Umiejętności! Sekretny styl Waterlow!

Księga umiejętności zawierająca tajniki miecza wymarłego rodu Waterlow . Rud ten słynął przed tysiącami lat jako przerażający wojownicy!

Czy chcesz nauczyć się tej umiejętności? Tak/Nie.


 

Poczułem jak krew zaczyna się we mnie gotować! Natychmiast wziąłem do ręki pozostałe 2 księgi.

 

 

Księga Umiejętności! Oko prawdy!

Umiejętność pozwala sprawdzić, czy ktoś kłamie.

Czy chcesz nauczyć się tej umiejętności? Tak/Nie.

 

 

 

Księga Umiejętności! Władca many!

Umiejętność pozwalająca kontrolować manę. Wymagane dla czarowników.

Czy chcesz nauczyć się tej umiejętności? Tak/Nie.

 

 

 

Poczułem się jakby ktoś uderzył mnie młotkiem w głowę. W tym świecie istnieję Księgi Umiejętności! Natychmiast zacząłem się ich uczyć.

 

Po kolei wszystkie 3 książki zamieniły się w strumienie światła, które wleciały w moje ciało. Poczułem lekkie mrowienie w całym ciele. Trwało to jednak tylko sekundę.

 

Właściciel tej karety musiał być kimś ważnym. Jeśli był kupcem, to by wyjaśniało dlaczego miał przy sobie księgi. Nie, żebym się znał al. te umiejętności były bardzo silne. Musiały więc być bardzo drogie. Ciekawe co się z nim stało?

 

Na wszelki wypadek zmówiłem w jego intencji krótką modlitwę. Obiecuje, nie zmarnuję twojego wielkiego daru!

 


Kolejny rozdział powinien być gotowy na sobotę.

Mefistofeles   
paź 24 2016 Rozdział 08. Imitacja Bestii.
Komentarze (3)

Rozdział miał być jutro, ale mamy ważną okazje. Pojawił się pierwszy komentarz!


 

Na polane spokojnym krokiem wkroczył Trój-rogi jeleń. Nie przeczuwając niebezpieczeństwa zaczął skubać stojące w pobliżu krzaki.

 

Czatowałem na niego w krzakach już dobrą godzinę, powoli tracąc nadzieje na sukces. Gdyby nie to że nigdy nie byłem zbytnio religijny, musiał bym powiedzieć że ostatnio bogowie mi sprzyjają.

 

Plan ataku na jelenia podjąłem zaraz po przebudzeniu. Wcześniej nie miałem na to odwagi, ale po walce z niedźwiedziem postanowiłem spróbować. Nie byłem jednak tak lekkomyślny i przygotowałem perfekcyjny w moim mniemaniu plan.

 

Pamiętałem jeszcze gdzie natknąłem się na niego wczoraj, więc od rana czatuje na niego w krzakach. Plan może nie był zbyt błyskotliwy, ale nie traciłem przynajmniej czasu na bezsensowne szukanie go po całym lesie.

 

Spojrzałem jeszcze raz na moje ramie. Chodź wydawało się to nie prawdopodobne, kiedy wstałem rano, po ranie nie było nawet śladu. Gdyby nie resztki niedźwiedzia, mogło by się wydawać że wczorajsze wydarzenia były tylko snem. Możliwości mojego ciała wprawiały mnie w coraz większe zdumienie.

 

Powoli wyszedłem z krzaków, skradając się w jego jelenia. Liczyłem na efekt zaskoczenia, jednak srodze się zawiodłem. Kiedy tylko zbliżyłem się na 5 metrów, spojrzał w moją stronę.

 

W przeciwieństwie do innych zwierząt nie ukazywał strachu. Wręcz przeciwnie, dało się zobaczyć w jego zachowaniu pewność, że zwycięży. Pochylił lekko głowę, ukazując w pełnej krasie swoje potężne rogi, ruszył w moją stronę.

 

Poruszał się naprawdę szybko, i gdyby to było wczoraj niechybnie bym zginał. Teraz jednak dodatkowe 8 punktów zwinności dało o sobie znać. Udało mi się uchylić, po czym skoczyłem w jego stronę, przygniatając go do ziemi.

 

Kiedy tylko wylądowaliśmy na ziemi, zacząłem kłami i pazurami rozrywać jego ciało. Próbował się bronić, ale po chwili przestał się ruszać. Nie przestawałem jednak rozrywać jego ciała.

 

Ding!

 

Dopiero dźwięk awansu upewnił mnie że zwyciężyłem. Nie był to tak trudny przeciwnik jak niedźwiedź, ale był groźnym przeciwnikiem. Gdyby nie udało mi się uniknąć jego szarży, prawdopodobnie bym zginał.


Wybieraj!

 

Ponownie usłyszałem ten dziwny głos. Wiedziałem co teraz nastąpi.

 

A. Otrzymaj specjalną umiejętność ,,Wszechwiedza"!

B. Otrzymaj specjalną umiejętność ,,Imitacja Bestii"!

C. Otrzymaj specjalną umiejętność ,,Godność!"

 

Niemal natychmiast głos zaczął się nasilać.

 

- Wybieraj! Wybieraj! Wybieraj! Wybieraj! Wybieraj! Wybieraj! Wybieraj! Wybieraj!!!

 

Nie miałem dużo czasu do namysłu. Gorączkowo zacząłem zastanawiać się nad odpowiedzią. Nagle w mojej głowie pojawiła się dziwna myśl.


- Wybieram B!

 

Głos natychmiast ucichł.

 

Zamiast tego w przed moimi oczami pojawił się nowy panel

 


Imitacja bestii - Umiejętność aktywna. Umiejętność specjalna umożliwiająca naśladowanie wyglądu innych gatunków. Umiejętność nie ma żadnego wpływu na siły użytkownika

 

Poczułem w sercu ogromny żar ekscytacji. Natychmiast aktywowałem tę umiejętność. Pojawił się przede mną kolejny panel.


1. Smok.

2. Królik.

3. Jeleń.

4. Niedźwiedź

5. Człowiek.

 

Był to spis wszystkich gatunków z jakimi miałem do tych czas do czynienia. Jedyną nie pasującą rzeczą był ,,Człowiek" ale prawdopodobnie pojawił się z powodu mojego poprzedniego życia.

 

Po chwili pojawiło się przede mną menu kreowania postaci.

 

Wyglądało podobnie do tych spotykanych w niektórych grach.

 

Mogłem całkowicie od podstaw wykreować swoje nowe ciało. Teraz jednak nie miałem na to czasu. Szybko pozmieniałem kilka przypadkowych opcji. Chcąc jak najszybciej wypróbować tę umiejętność, potwierdziłem swój wybór.

 

Kiedy tylko aktywowałem umiejętność, poczułem mrowienie na całym ciele. Na zmianę dostawałem uderzenia gorąca i zimna. Chwile później miałem wrażenie jak bym zapadał się w sobie. Całe moje ciało zaczeło się kurczyć i zmieniać swoją formę.

 

Kilka sekund później wszystko ustało.

 

Podniosłem się na drżących kolanach, po raz pierwszy od dawna stając na dwóch nogach. Zafascynowany zacząłem oglądać swoje nowe ciało. Nie mogłem zobaczyć swojej twarzy, ale cała reszta wydawała się zgadzać z tym co pamiętałem. Było tylko dziwnie małe.

 

Dopiero kiedy ponownie spojrzałem na menu, zorientowałem się, że przez przypadek wybrałem postać dziecka.

 

Zaśmiałem się lekko.

 

Chwile później odwołałem przemianę, wracając do postaci smoka. Powód był oczywisty. Musiałem zaprojektować lepsze ciało, poza tym nie miałem zamiaru paradować z gołym tyłkiem. Zasadniczą wadą tej umiejętności było to że nie tworzyła ubrań. Była to jednak tylko niewielka niedogodność, która nie miała szans przyćmić otwierających się przede mną perspektyw.

Mefistofeles   
paź 21 2016 Rozdział 07. Wieczorna przygoda.
Komentarze (1)

Zaczeło mi nagle dopisywać niezwykłe szczęście. W ciągu następnych godzin wielokrotnie udawało mi się trafić na większe lub mniejsze grupy Rogatych królików. Raz spotkałem nawet truj rożnego jelenia, ale wolałem nie wszczynać z nim walki.

 

Udało mi się awansować na poziom 3, kiedy wreszcie natrafiłem na odpowiednie schronienie.

 

Była to sporej wielkości jaskinia, usadowiona na zboczu sporego zniesienia. Przez chwile bałem się że ktoś już ją zajął, ale znowu dopisało mi szczęście. Jaskinia była całkowicie pusta.

Byłoby idealnie, gdyby nie jeden problem. Było tu strasznie zimno. Nie na tyle by zamarznąć na kość, ale dostatecznie by doskwierać.

 

Niestety zaczynało się już ściemniać, więc nie mogłem szukać lepszego schronienia. Wolałam nie przemieszczać się po lecie w nocy.

 

Przyciągnąłem do jaskini trochę suchego drewna i chrustu, po czym rozpaliłem niewielkie ognisko. Od razu zaczeło być bardziej przytulnie.

 

Rozsiadłem się wygodnie.

 

Miałem wreszcie czas by przemyśleć jak rozdać dodatkowe statystyki.

 

Nie mogłem zrobić tego na chybił trafił, tak jak w grach. Jeśli popełnię jakiś błąd, nie będę miał szansy zacząć wszystkiego od nowa, a jeśli zginę, szanse ba to że znowu się odrodzę są niemal zerowe. Na szybko przeanalizowałem dzisiejsze polowania.

 

Króliki są niesamowicie słabe, a mimo to dały rade kilka razy mnie trafić. Co prawda, nie zarysowały nawet moich łusek, ale były w stanie mnie trafić, mimo że jestem od nich znacznie szybszy.

 

Więc może powinienem podnieść zwinność i wytrzymałość? Zwiększenie zwinności pozwoli mi szybciej się poruszać, a wytrzymałość zwiększy zdolności obronne. A może powinienem podnieść żywotność? Ulepszy to moją zdolność do regeneraci.

 

Dopiero kiedy usłyszałem głośny ryk, zorientowałem się w sytuacji.

 

Zaraz przy wejściu do jaskini stał niedźwiedź. Nigdy nie widziałem niedźwiedzia na żywo, co najwyżej w telewizji, ale wydawał się wyglądać niemal identycznie jak te z mojego świata. Był o dobre pul głowy wyższy o de mnie. Szczerząc w moją stronę kły, sprawiał że poczułem jak ogarnia mnie strach.

 

Wydawał się naprawdę wściekły tym że ktoś zajął jego legowisko.

 

Ponownie wydał potężny ryk, po czym ruszył w moją stronę. Nie miałem zamiaru umierać, więc zamachnąłem się łapą w jego stronę. Efekt przerósł moje najśmielsze oczekiwania.

 

Potężne, kilku set kilogramowe cielsko odleciało na dobre 3 metry, po czym zaryczało pełnym bólu głosem. Podniósł się z ziemi, wyraźnie wściekły. Ja nie zwróciłem na to jednak uwagi, mocno zszokowany.

 

Nie wiedziałem że jestem aż tak śliny. Co prawda króliki po jednym ciocie miały pokruszone niemal wszystkie kości, ale..... to po prostu chore.

 

Niedźwiedź ruszył w moją stronę, po czym uderzył mnie łapą i spróbował zatopić zęby w moim ramieniu. Poczułem jak eksplozje bólu. Jego zęby z trudem przebiły moje łuski i zatopiły się w moje ciało.

 

Odruchowo przechyliłem głowę, po czym zacisnąłem szczękę na jego karku. Poczułem na języku smak krwi, a do moich uszu dotarł dźwięk kruszonych kości.

 

Niedźwiedź rozluźnił zęby, po czym padł na ziemie, martwy. Łapiąc z trudem powietrze padałem na ziemie tuż obok jego ciała. Była to najniebezpieczniejsza chwila w obu moich życiach.

 

Ding!

 

Udało mi się kolejny raz awansować. Ale byłem zbyt wykończony by się tym przejmować. Udało mi się zrozumieć dzięki tej walce kilka rzeczy.

 

Po pierwsze, moja siła dalece przekracza wszelkie moje przewidywania. W końcu udało mi się pokonać to bydle mając siłę na poziomie 1.

 

Po drugie, musiałem jak najszybciej się wzmocnić. Gdyby za atakowały mnie 2 niedźwiedzie jednocześnie, prawdopodobnie skoczył by martwy.

 

Szybko przeanalizowałem walkę, po czym rozdałem statystyki.

Imię : Nieznane.

Rasa : Kościany smok.

Ranga : Młody smok.

Poziom : 4

Siła :20

Zwinność :20 (+8)

Żywotność : 20 (+2)

Kondycja : 20

Energia : 20

Wytrzymałość : 20 (+5)

Umiejętności : Lot(1) Smoczy dech(2) Klątwa(1) Instynkt (1)

Umiejętność specjalna : Ewolucja.

Punkty statystyk : 15 (-15)

Punkty umiejętności : 3

 

Najważniejsze to wzmocnić zwinność. Gdybym był szybszy, zdołał bym uniknąć jego zębów. Żywotność pozwoli mi szybciej dojść do zdrowia. Dodałem tylko 2 punkty, ponieważ nie jest to głęboka rana. A dodatkowa wytrzymałość powinna zapobiec następnemu strzaskaniu pancerza.

Gdy tylko trochę odpocząłem, zabrałem się za pieczenie niedźwiedzia. Był za wielki by zrobić za jednym zamachem, więc zajęło to dobrą godzinę anim był w pełni gotowy.

 

Było to zdecydowanie najlepsze mięso jakie jadłem w życiu. Najlepsze były łapy, ale cała reszta też była wyśmienita. Zdecydowanie było warto przeżyć to wszystko by raczyć się jego mięsem.

 

Gdy tylko zostały z niego same kości ułożyłem się wygodnie obok ogniska, po czym zasnąłem.

 

( Czaszkowy żart! Yohohoho!!! )

Mefistofeles   
paź 21 2016 Rozdział 06. Pierwsze polowanie i nowy poziom....
Komentarze (0)

Minęło już kilka ładnych godzin od kiedy opuściłem polane.

 

Był to pierwszy raz w moim nowym życiu kiedy to zrobiłem, więc strasznie się denerwowałem.

 

Kilka razy udało mi się dojrzeć jakieś żywe stworzenia, ale te jak tylko mnie ujrzały natychmiast uciekały. Było to strasznie denerwujące, biorąc pod uwagę to że stawałem się coraz bardziej głodny. Od śniadania minęło ładnych parę godzin, więc nic w tym dziwnego. Założę się że gdybym nie był głodny, co krok wpadał bym na coś jadalnego!

 

Złorzecząc pod nosem, przemieszczałem się po lesie.

 

Drzewa nie były nawet tak gęste, ale dostatecznie by nie dało się między nimi manewrować mając rozłożone skrzydła. Więc jedyną opcją było przemieszczanie się po ziemi. Problemem jest to że smoki zostały zaprojektowane jako stworzenia powietrzne, dlatego nie mogłem poruszać się zbyt szybko. To też było jednym z powodów mojej irytacji.

 

Wtedy właśnie je zobaczyłem. Trzy sporej wielkości króliki,. Jedyną rzeczą jaką odróżniała je od tych z mojego świata były osadzone na ich czołach sporej wielkości rogi.

 

Stały półkolem wokół niewielkiej kępki jakiegoś zielska, nie zwracając uwagi na to co się dzieje.

 

Czy istnieje łatwiejszy łup na tym świecie?

 

Miałem szczęście być ustawionym pod wiatr, więc nie mogły mnie zauważyć. Ostrożnie zbliżyłem się do nich, starając się robić jak naj mniej hałasu. Kiedy byłem jakieś 2 metry od nich, wyskoczyłem z krzaków.

 

Kiedy tylko mnie zauważyły, zdrętwiały na chwile zaskoczone.

 

Zdołałem wykorzystać te sytuacje, wbijając pazury w tego stojącego po lewej. Kiedy polała się jego krew, pozostała dwójka rzuciła się do ucieczki. Doskoczyłem do jednego nich, zaciskając zęby na jego szyi. Po kilku drgnięciach znieruchomiał.

 

Ostatni, widząc że nie ma szans na ucieczkę, rzucił się na mnie, celując we mnie rogiem. Trzymałem jeszcze poprzednią ofiarę w zębach, więc nie zdążyłem zareagować. Jego rug uderzył w mój bok...... po czym zsunął się po moich łuskach.

 

Wykorzystałem tę okazje, uderzając go z całej siły łapą. Jego ciało odleciało na kilka metrów, uderzając w stojące w pobliżu drzewo. Do moich uszu dotarł nieprzyjemny odgłos pękających kości. Jego ciało drgnęło konwulsyjnie, po czym się uspokoił.

 

Ding!

 

Usłyszałem w głowie cichy dźwięk dzwonka. Zignorowałem to jednak, i zabrałem się do pieczenia królików.

 

Od kiedy udało mi się podnieść [Smoczy dech] na poziom 2, potrafiłem wypuszczać niewielkie strumienie ognia, zamiast małych płomyczków. Dlatego mogłem z łatwością upiec mięso.

 

Nie było to tak szybkie jak z ogniem mojego rodzica (Nadal nie wiem czy to był ojciec czy matka), ale po kilku minutach nadawało się do zjedzenia.

 

W smaku było.... nawet niezłe. Nie tak dobre jak mięso truj jelenia ale było soczyste i sycące, a głód zawsze był najlepszym kucharzem. Dopiero kiedy zjadłem wszystkie 3 króliki, otworzyłem status.

 

 

Imię : Nieznane.

Rasa : Kościany smok.

Ranga : Młody smok.

Poziom : 2

Siła :20

Zwinność :20

Żywotność : 20

Kondycja : 20

Energia : 20

Wytrzymałość : 20

Umiejętności : Lot(1) Smoczy dech(2) Klątwa(1) Instynkt (1)

Umiejętność specjalna : Ewolucja.

Punkty statystyk : 5

Punkty umiejętności : 1

 

 

Tak jak podejrzewałem, mój poziom wzrósł. Ten dźwięk musi symbolizować wbicie poziomu. Dodatkowo dostałem aż 5 punktów statystyk.

 

Przeznaczenie punktów umiejętności nadal nie było mi znane. Nie mogłem ich użyć by podnieść poziom umiejętności, więc po co je dostaje? Nadal pozostawało to dla mnie tajemnicą.

 

Po chwili zastanowienia zamknąłem status. Rozdam dodatkowe statystyki później, teraz musiałem ruszać w dalszą drogę.

Mefistofeles   
paź 20 2016 Rozdział 05. Awans i rozstanie.
Komentarze (0)

Gdy tylko się obudziłem, poczułem rozpierającą moje ciało energie. Czułem się dosłownie jak nowo narodzony, a po wczorajszym wyczerpaniu nie pozostał nawet ślad.

 

Widząc moją radość smok spojrzał się na mnie.

 

Jego spojrzenie było inne niż wcześniej. Zwykle gościło w nim rozbawienie, lub ciepłe uczucia. Jednak tym razem po raz pierwszy widziałem w nim smutek.

 

Spróbowałem jakoś go rozbawić. Biegając w wokół niego starałem się zachęcić go do zabawy. W ogóle jednak nie zareagował, za to jego smutek zdawał się pogłębiać.

 

Nagle poczułem jakieś dziwne przeczucie. Nie wiem czy to intuicja czy zwykłe instynkt, ale wiedziałem że było to związane ze mną. Poczułem też że niedługo wydarzy się coś złego.

 

Odsunąłem jak najdalej od siebie te myśl.

 

Zająłem się tym czasem badaniem swojego ciała. Uległo ono od wczoraj lekkim zmianom. Czułem jak jest rozpierane przez energii, i czułem się dużo silniejszy niż kiedykolwiek. W tym samym momencie przed moją twarzą pojawił się niewielki panel.

 

 

,, Gratuluje!!! Wymaganie do awansu ,, Pierwszy lot" zostało spełnione.

Otrzymano rangę ,,Młody smok"

Wszystkie statystyki + 10.

 

Po przeczytaniu komunikatu, szybko przywołałem status.

 


Imię : Nieznane.

Rasa : Kościany smok.

Ranga : Młody smok.

Poziom : 1

Siła :20

Zwinność :20

Żywotność : 20

Kondycja : 20

Energia : 20

Wytrzymałość : 20

Umiejętności : Lot(1) Smoczy dech(1) Klątwa(1) Instynkt (1)

Umiejętność specjalna : Ewolucja.

Punkty statystyk : 0

Punkty umiejętności : 0

 

 

Ranga ,,Smoczątko" faktycznie zmieniła się na ,,Młody smok" , ale co to miało oznaczać?

 

Zrozumiałem teraz czemu czułem się teraz o wiele silniejszy. Skoro wszystkie moje statystyki wzrosły o 10, znaczyło się że jestem teraz 2 razy silniejszy niż byłem wczoraj.

 

Nie miałem pojęcia jak przedstawiam się teraz na tle innych istot, ale i tak sprawiło to że poczułem ogromne zadowolenie.

 

Nie tracąc już więcej czasu zabrałem się za trening moich umiejętności. Postawiłem sobie za cel podnieść je na poziom drugi.

 

Po około godzinie pojawił się przede mną komunikat.

 


,,Umiejętność [ Smoczy dech ] awansuje! 1→2."

 

 

Byłem  siebie strasznie zadowolony.

 

Nagle poczułem się strasznie głodny. Dopiero w tym momencie uświadomiłem sobie że nie jadłem dziś śniadania. Spokojnym krokiem ruszyłem w stronę martwego Jelenio podobnego czegoś. Postanowiłem nazywać go po prostu truj rożnymi jeleniami. Łatwo było to spamiętać.

 

Wtedy właśnie smok po raz pierwszy od jakiegoś czasu poruszył się. W jego oczach widać było silną determinacje, jakby podjął jakąś ważną decyzje.

 

Z ogromną siłą wzbił się w powietrze, wytwarzając skrzydłami ogromną fale uderzeniową. Wydawała się być dużo potężniejsza niż ta wczorajsza.

 

Szybko przygotowałem się by lecieć za nim. Jednak gdy tylko wzbiłem się w powietrze, smok machnął skrzydłami a potężna fala uderzeniowa strąciła mnie z powrotem na ziemie.

 

Kiedy udało mi się podnieść na nogi, spojrzałem w górę nic nie rozumiejącym wzrokiem. Smok ryknął potężnie w odpowiedzi. Dało się w tym wyczuć olbrzymi smutek. Spojrzał jeszcze raz w moją stronę, po czym odleciał.

 

Kiedy tylko zostałem sam, zacząłem zastanawiać się co się właściwie stało.

 

Z niewiadomych powodów miałem przeczucie że już nigdy go nie zobaczę.

 


Wybieraj!

A. Pogódź się z jego odejściem, zachowując go już na zawsze w swoim sercu.

B. Staraj się go dogonić, nie mając najmniejszych szans tego dokonać.

C. Załam się, marnując ponownie swoje życie.

 

 

Po raz pierwszy od kilku dni głos przemówił do mnie. Zwlekałem kilka sekund z odpowiedzią

 

- Wybieram opcje A.

 

Nie wiedziałem dlaczego musiał mnie opuścić, ale wiedziałem jedno. Nigdy go nie zapomnę. Z moich oczu pociekło kilka ciepłych łez.

 

Westchnąłem cicho.

 

Wiedziałem że odkąd nie ma już ze mną Smoka, nie mogę dłużej tutaj zostać. Byłem tutaj zbyt widoczny, a teraz nie miał mnie kto obronić przed ewentualnym atakiem jakichś potworów. Poza tym musiałem nauczyć się polować, jeśli nie chciałem umrzeć z głodu.

 

Tak właśnie zaczęła się moja pierwsza w życiu podróż w nieznane.


 

 

Kolejny rozdział powinien być gotowy na sobotę. Ale nic nie obiecuje.

Mefistofeles   
paź 19 2016 Smok
Komentarze (0)

 

jj

Mefistofeles   
paź 19 2016 kjhgfdsa
Komentarze (0)

- Tak! Udało mi się! - krzyczałem z całych sił. Choć dla innych te okrzyki radości musiały brzmieć jak zwykły ryk.

Przedsenną na ziemi tlił się niewielki płomyczek. Był naprawdę mały i wyglądał jakby miał zaraz zgasnąć, ale według mnie był wspaniały. Był to bowiem pierwszy płomyczek jaki udało mi się rozpalić.

Od czasu gdy sprawdzałem swoje umiejętności minęły już 2 dni. Przez cały ten czas starałem się nauczyć korzystać z [Smoczego dechu]. Nigdy bym nawet nie pomyślał że to będzie takie trudne!

Pierwszego dnia jedyne co udało mi się osiągnąć to wytworzenie sporej ilości dymu, a czasami kilku iskier. Dopiero dzisiaj, po wielu godzinach prób i błędów udało mi się stworzyć ogień! Poczułem niewiarygodną dumę z własnych osiągnięć.

A miałem z czego.

Gdyby było to moje wcześniejsze życie, zapewne poddał bym się po 2, co najwyżej 3 niepowodzeniach. Udało mi się tylko dlatego, że postanowiłem że tego życia nie zmarnuje.

Po chwili przygniotłem łapą płomyczek, dogasając go. W sumie było mi trochę szkoda niweczyć od tak tyle ciężkiej pracy, ale ostatnie czego potrzebowałem to pożar lasu.

Spojrzałem na wielkiego smoka. Niemal zawsze można było go zastać w tym samym miejscu. Wyjątkami były sytuacje kiedy leciał zapolować, lub załatwiać swoje smocze sprawy. Jakie kolwiek by one ni były. Zwykle jednak, tak jak teraz, leżał i przyglądał się moim niezdarnym próbom. Czasami wydawało mi się nawet że dostrzegam w jego oczach lekkie rozbawienie.

Wziąłem głęboki oddech, po czym rozpaliłem niewielki płomyczek mojej piersi. Chwile później wypuściłem powietrze wraz ze strumieniem ognia. Kiedy zrozumiało się już o co chodzi, nie wydawało się to już wcale takie trudne.

Przeciągnąłem się lekko, Spędziłem w jednym miejscu dobre kilka godzin, więc strasznie zdrętwiałem. Niemal słyszałem w uszach dźwięk strzelających kości.

Zamierzałem przejść teraz do drugiej części mojego treningu. Przez te 2 dni moje ciało naprawdę mocno się wzmocniło, nie męczyłem się teraz tak szybko jak na początku. Najwyższa pora przećwiczyć latanie.

Właściwie zamierzałem od tego zacząć, ale po kilku ruchach skrzydłami zaczynałem się męczyć i czuć straszliwy bul w mięśniach. Teraz jednak powinno mi się udać!

Rozłożyłem skrzydła, szykując się do lotu. Chwile później zacząłem poruszać skrzydłami. Naprawdę ciężko to wytłumaczyć, ale to naprawdę dzienne uczucie, czuć jak twoje skrzydła się poruszają

Chwile później zrozumiałem że coś robię nie tak. Mimo że coraz szybciej poruszałem skrzydłami, nie udało mi się unieść nawet o centymetr. Przerwałem na chwile, zastanawiając się co robię źle.

Wtedy właśnie usłyszałem usłyszałem ciche powarkiwanie od strony smoka. Dopiero po chwili zrozumiałem, że on się ze mnie śmieje! Wpatrywał się we mnie swoimi rozbawionymi oczami, śmiejąc się ze mnie bezczelnie!

Odwróciłem się do niego plecami, obrażony. Było to strasznie dziecinne z mojej strony, ale to on zaczął! Wtedy właśnie szturchnął mnie lekko pyskiem, zmuszając mnie, bym na niego spojrzał. Niemal natychmiast zrozumiałem o co mu chodzi.

Przygarbił się lekko, po czym z olbrzymią siłą odbił się nogami od ziemi. Będąc już w powietrzu, rozłożył skrzydła, wykonując nimi potężny zamach. Fala uderzeniowa niemal wbił mnie w ziemie.

Po raz pierwszy widziałem jak lata. Wcześniej, nawet ruszając na polowania, poruszał na ziemi. Pewnie dopiero kawałek dalej wzbijał się w powietrze.

Był to widok zarazem piękny, jak i przerażający. Dopiero w tej chwili zrozumiałem, dlaczego nawet w moim starym świecie smoki były wychwalane w legendach, jako najwspanialsze stworzenia. Unosząc się w powietrzu, wydawał się najpotężniejszą istota na świecie.

Nie chcąc być gorszy, sam spróbowałem wzbić się w powietrze. Naśladując go, odbiłem się nogami od ziemi, dopiero w powietrzu rozpościerając skrzydła.

Udało mi się!

Nie wzleciałem co prawda zbyt wysoko, najwyżej na kilka metrów, ale był to mój pierwszy lot! Ogarnęło mnie nieskrępowane niczym uczucie wolności.

Smok ponownie zaśmiał się cicho, po czym zaczął powoli lecieć przed siebie. Nieco nie pewnie spróbowałem polecieć za nim. Kierowany instynktem, zacząłem posuwać się do przodu.

Patrząc na przesuwającą się pode mną ziemie, uczucie wolności tylko się nasiliło. Chciało mi się wyć z ekscytacji! Co też niezwłocznie uczyniłem.

- Ja latam!!!!!! - Krzyczałem, wiedząc że nikt nie może mnie zrozumieć.

Ale nie obchodziło mnie to w tym momencie. Teraz liczyła się tylko ta chwila.

Zataczając coraz szersze kręgi, i wzlatując coraz wyżej mogłem się przekonać jak wielka była polana na jakiej mieszkałem.

Była naprawdę wielka!!!!! Otoczona z czterech stron lasem, dawała niejasne uczucie bezpieczeństwa.

Chciałem tak latać zawsze. Latać po wieczność. Jednak już kilka minut później zacząłem odczuwać olbrzymi bul w mięśniach.

Smok chyb to zauważył, ponieważ zaczął lądować. Nie mając innego wyjścia, zrobiłem to samo. Kiedy tylko dotknąłem ziemi i zwinąłem skrzydła, padłem na ziemię.

Poczułem jeszcze jak smok kładzie się obok mnie, a chwile później zapadłem w sen.

Mefistofeles   
paź 19 2016 Rozdział 04. Pierwszy lot.
Komentarze (0)

- Tak! Udało mi się! - krzyczałem z całych sił. Choć dla innych te okrzyki radości musiały brzmieć jak zwykły ryk.

 

Przedsenną na ziemi tlił się niewielki płomyczek. Był naprawdę mały i wyglądał jakby miał zaraz zgasnąć, ale według mnie był wspaniały. Był to bowiem pierwszy płomyczek jaki udało mi się rozpalić.

 

Od czasu gdy sprawdzałem swoje umiejętności minęły już 2 dni. Przez cały ten czas starałem się nauczyć korzystać z [Smoczego dechu]. Nigdy bym nawet nie pomyślał że to będzie takie trudne!

 

Pierwszego dnia jedyne co udało mi się osiągnąć to wytworzenie sporej ilości dymu, a czasami kilku iskier. Dopiero dzisiaj, po wielu godzinach prób i błędów udało mi się stworzyć ogień! Poczułem niewiarygodną dumę z własnych osiągnięć.

 

A miałem z czego.

 

Gdyby było to moje wcześniejsze życie, zapewne poddał bym się po 2, co najwyżej 3 niepowodzeniach. Udało mi się tylko dlatego, że postanowiłem że tego życia nie zmarnuje.

 

Po chwili przygniotłem łapą płomyczek, dogasając go. W sumie było mi trochę szkoda niweczyć od tak tyle ciężkiej pracy, ale ostatnie czego potrzebowałem to pożar lasu.

 

Spojrzałem na wielkiego smoka. Niemal zawsze można było go zastać w tym samym miejscu. Wyjątkami były sytuacje kiedy leciał zapolować, lub załatwiać swoje smocze sprawy. Jakie kolwiek by one ni były. Zwykle jednak, tak jak teraz, leżał i przyglądał się moim niezdarnym próbom. Czasami wydawało mi się nawet że dostrzegam w jego oczach lekkie rozbawienie.

 

Wziąłem głęboki oddech, po czym rozpaliłem niewielki płomyczek mojej piersi. Chwile później wypuściłem powietrze wraz ze strumieniem ognia. Kiedy zrozumiało się już o co chodzi, nie wydawało się to już wcale takie trudne.

 

Przeciągnąłem się lekko, Spędziłem w jednym miejscu dobre kilka godzin, więc strasznie zdrętwiałem. Niemal słyszałem w uszach dźwięk strzelających kości.

 

Zamierzałem przejść teraz do drugiej części mojego treningu. Przez te 2 dni moje ciało naprawdę mocno się wzmocniło, nie męczyłem się teraz tak szybko jak na początku. Najwyższa pora przećwiczyć latanie.

 

Właściwie zamierzałem od tego zacząć, ale po kilku ruchach skrzydłami zaczynałem się męczyć i czuć straszliwy bul w mięśniach. Teraz jednak powinno mi się udać!

 

Rozłożyłem skrzydła, szykując się do lotu. Chwile później zacząłem poruszać skrzydłami. Naprawdę ciężko to wytłumaczyć, ale to naprawdę dzienne uczucie, czuć jak twoje skrzydła się poruszają

 

Chwile później zrozumiałem że coś robię nie tak. Mimo że coraz szybciej poruszałem skrzydłami, nie udało mi się unieść nawet o centymetr. Przerwałem na chwile, zastanawiając się co robię źle.

 

Wtedy właśnie usłyszałem usłyszałem ciche powarkiwanie od strony smoka. Dopiero po chwili zrozumiałem, że on się ze mnie śmieje! Wpatrywał się we mnie swoimi rozbawionymi oczami, śmiejąc się ze mnie bezczelnie!

 

Odwróciłem się do niego plecami, obrażony. Było to strasznie dziecinne z mojej strony, ale to on zaczął! Wtedy właśnie szturchnął mnie lekko pyskiem, zmuszając mnie, bym na niego spojrzał. Niemal natychmiast zrozumiałem o co mu chodzi.

 

Przygarbił się lekko, po czym z olbrzymią siłą odbił się nogami od ziemi. Będąc już w powietrzu, rozłożył skrzydła, wykonując nimi potężny zamach. Fala uderzeniowa niemal wbił mnie w ziemie.

 

Po raz pierwszy widziałem jak lata. Wcześniej, nawet ruszając na polowania, poruszał na ziemi. Pewnie dopiero kawałek dalej wzbijał się w powietrze.

 

Był to widok zarazem piękny, jak i przerażający. Dopiero w tej chwili zrozumiałem, dlaczego nawet w moim starym świecie smoki były wychwalane w legendach, jako najwspanialsze stworzenia. Unosząc się w powietrzu, wydawał się najpotężniejszą istota na świecie.

 

Nie chcąc być gorszy, sam spróbowałem wzbić się w powietrze. Naśladując go, odbiłem się nogami od ziemi, dopiero w powietrzu rozpościerając skrzydła.

 

Udało mi się!

 

Nie wzleciałem co prawda zbyt wysoko, najwyżej na kilka metrów, ale był to mój pierwszy lot! Ogarnęło mnie nieskrępowane niczym uczucie wolności.

 

Smok ponownie zaśmiał się cicho, po czym zaczął powoli lecieć przed siebie. Nieco nie pewnie spróbowałem polecieć za nim. Kierowany instynktem, zacząłem posuwać się do przodu.

 

Patrząc na przesuwającą się pode mną ziemie, uczucie wolności tylko się nasiliło. Chciało mi się wyć z ekscytacji! Co też niezwłocznie uczyniłem.

 

- Ja latam!!!!!! - Krzyczałem, wiedząc że nikt nie może mnie zrozumieć.

 

Ale nie obchodziło mnie to w tym momencie. Teraz liczyła się tylko ta chwila.

 

Zataczając coraz szersze kręgi, i wzlatując coraz wyżej mogłem się przekonać jak wielka była polana na jakiej mieszkałem.

 

Była naprawdę wielka!!!!! Otoczona z czterech stron lasem, dawała niejasne uczucie bezpieczeństwa.

 

Chciałem tak latać zawsze. Latać po wieczność. Jednak już kilka minut później zacząłem odczuwać olbrzymi bul w mięśniach.

 

Smok chyb to zauważył, ponieważ zaczął lądować. Nie mając innego wyjścia, zrobiłem to samo. Kiedy tylko dotknąłem ziemi i zwinąłem skrzydła, padłem na ziemię.

 

Poczułem jeszcze jak smok kładzie się obok mnie, a chwile później zapadłem w sen.

 


 

 

 

Mefistofeles   
paź 18 2016 Rozdział 03. Umiejętności.
Komentarze (0)

Chwile zajęło mi przywołanie Statusu. Dopiero po kilku minutach zrozumiałem jak to zrobić.

 

- Wyświetl okno postaci!

 

Pojawił się przede mną znajomo wyglądający panel.

 

Imię : Nieznane.

Rasa : Kościany smok.

Ranga : Smoczątko.

Poziom : 1

Siła :10

Zwinność :10

Żywotność : 10

Kondycja : 10

Energia : 10

Wytrzymałość : 10

Umiejętności : Lot(1) Smoczy dech(1) Klątwa(1) Instynkt (1)

Umiejętność specjalna : Ewolucja.

Punkty statystyk : 0

Punkty umiejętności : 0

 

Wszystkie moje statystyki miały wartość 10, więc jest to chyba normalna wartość w tym świecie. A nawet jeśli nie, to i tak nie miałem jak tego zweryfikować.

 

Spory problem sprawiały jednak umiejętności Zastosowanie takich umiejętności jak [Lot] i [Smoczy dech] było oczywiste, ale do czego mogły służyć [Klątwa] i [Instynkt]? I ta umiejętność specjalna [Ewolucja]. Pamiętam jak ją dostałem, ale do czego ona służy?.

 

W momencie w którym skupiłem się na nich, pojawił się jeszcze jeden panel.

 


Lot - Umiejętność aktywna

Podstawowa umiejętność umożliwiająca latanie.

Doświadczenie +1 co każdą minutę lotu.

Doświadczenie 0/10



Smoczy dech - Umiejętność aktywna

Podstawowa umiejętność zarezerwowana dla smoczej rasy. Umożliwia zianie ogniem.

Doświadczenie +1 po każdym użyciu

Doświadczenie 0/10



Klątwa - Umiejętność aktywna

Smoki od wieków są uosobieniem siły i mądrość. Umiejętność pozwala na przejęcie części wiedzy i doświadczeń pokonanego przeciwnika

Doświadczenie +1 po każdym użyciu

Doświadczenie 0/10



Instynkt - umiejętność pasywna

Podstawowa umiejętność drapieżników. Umożliwia unikanie niebezpieczeństwa i zmierzyć częściowo siłę przeciwnika.

Doświadczenie +1 po każdym użyciu

Doświadczenie 0/10



Ewolucja - Umiejętność aktywna/pasywna

Unikalna umiejętność pozwalająca na udoskonalenie własnego ciała poprzez manipulacje genetyczne i ewolucja. Umożliwia nabywanie odporność. Prawdziwy potencjał tej umiejętności nie jest znany.

Doświadczenie +1 po każdym użyciu

Doświadczenie 0/10

 

 

Po przeczytaniu opisu umiejętności wpadłem w chwilową zadumę.

 

Opisy nie były może zbyt precyzyjne, ale przynajmniej wiedziałem o co chodzi, a to przecież było najważniejsze.

 

Miałem do dyspozycji 2 umiejętności aktywne, jedną pasywną i jedną umiejętność specjalną. Jeśli jednak wykluczyć te które dostałem z powodu mojego gatunku, zostawała tylko [Ewolucja]. Czasami coś podobnego występowało w grach, więc wiedziałem mniej więcej o co chodzi.

 

Bardziej mnie jednak teraz interesowała [Klątwa]. Nazwa była strasznie myląca. Kto właściwie to wymyślił? Kradzież wiedzy przeciwników, to będzie na pewno strasznie użyteczne.

 

Potęgę [Smoczego dechu] widziałem na wlane oczy. Do teraz czułem drżenie na samo wspomnienie

 

A co do [lotu], to nie mogę się doczekać by to wypróbować.

 

Mimo e obudziłem się najwyżej 2 godziny temu, znowu poczułem senność.

 

- To chyba nieodłączna cześć bycia dzieckiem - Stwierdziłem w myślach.

 

Ułożyłem się wygodnie, a chwile później już spałem.

Mefistofeles   
paź 17 2016 Pierwsza wersja okładki
Komentarze (0)

Mefistofeles   
paź 17 2016 434t
Komentarze (0)

https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/14729117_1120057708079199_3924287009154076330_n.jpg?oh=79345a1512c7f04074cf20c78026481d&oe=58A81A4E

Mefistofeles   
paź 17 2016 Rozdział 02. Pierwszy posiłek.
Komentarze (0)

Ostre promienie słońca dotarły pod moje powieki, budząc mnie ze słodkiego snu. Ktoś szturchnął mnie lekko w ramię.

 

- Jeszcze 5 minutek! - Starałem się powiedzieć, choć z niewiadomych przyczyn brzmiało to trochę nie wyraźnie.

 

Szturchnięcie powtórzyło się.

 

- Przecież powiedziałem że jeszcze chwile! - Krzyknąłem, otwierając gwałtownie oczy.

 

Możecie wierzyć lub nie, ale zobaczyć zaraz po przebudzeniu ślepi wielkiego smoka wpatrujących się w ciebie, nie należy do najprzyjemniejszych.

 

Natychmiast przypomniałem sobie wszystkie dotychczasowe wydarzenia.

 

Z westchnięciem podniosłem się z ziemi. W czasie gdy spałem, smok musiał wybrać się na polowanie, ponieważ kilka metrów ode mnie leżało truchło jakiegoś zwierzęcia. Z wyglądu przypominało trochę jelenia, tylko że jelenie nie mają na głowie 3 ostrych rogów i małych skrzydełek wyrastających z pleców.

 

Jeśli jego rozmiary były podobne do tych z mojego świata, mogłem stwierdzić że mam rozmiary mniej więcej 4-5letniego dziecka, lub wyrośniętego dobermana.

 

Patrząc na zdobiące jego ciało ślady po zębach, mogłem w mały, stopniu wyobrazi sobie siłę tego smoka. Aż ciarki przeszły mi po plecach.

 

W tym momencie dotarło cos do mnie. Wcześniej nie zwróciłem na to zbytniej uwagi, ale skoro to jest mój rodzic to jak powinienem się do niego zwracać? Nie miało to zbyt wielkiego znaczenia, skoro i tak nie potrafię mówić, ale pewien dyskomfort pozostał. Po chwili zastanowienia postanowiłem dalej nazywać go smoczycą lub smokiem. Nie byłem zbyt dobry w nadawaniu imion.

 

Smoczyca otwarła nagle paszcze, i wpuściła w stronę truchła strumień ognia. Mimo że stałem kilka metrów dalej, i tak poczułem to intensywne ciepło. Było to prawdziwe może płomieni.

 

Po kilku sekundach wszystko się skończyło. Nikt nie pomyślał by teraz że ten apetycznie pachnący kawałek mięsa był jeszcze chwile temu surowy.

 

Zacząłem się intensywnie zastanawiać, czy ja też będę kiedyś tak umiał.

 

Miałem nadzieje że tak.

 

Smok chwycił go w pysk, po czym odgryzł mniej więcej 2/3.

 

Po czym popatrzył w moją stronę wyczekującym wzrokiem.

 

Zrozumiawszy o co mu chodzi, ruszyłem wolnym krokiem w stronę truchła.

 

W porównaniu z ostatnim razem kiedy to mogłem tylko powoli się czołgać, widać było znaczącą poprawę. Mogłem już powoli chodzić, choć mogłem na razie zapomnieć o bieganiu.

 

Chwile później zatopiłem zęby w apetycznie wyglądającym mięcie. Ciepły tłuszcz ściekał mi kącika ust. Choć może powinienem był powiedzieć pyska?

 

Nie było to może najlepszy posiłek jaki jadłem w życiu, ale na pewno znajdował się w górnej 10.

 

Ale nie ma się czemu dziwić. Ostatnie miesiące poprzedniego życia spędziłem na diecie składającej się z samych chińskich zupek i znajdującej się nie opodal knajpki, o której nie można było powiedzieć nic dobrego.

 

Kiedy poczułem że więcej już nie pomieszczę, odsunąłem się kawałek. Nie zostało tego dużo, tylko kilka kostek z nędznymi ochłapami mięsa. Nie miałem gdzie mieści się to całe jedzenie, ale gdybym próbował zjeść tyle w poprzednim życiu, prawdopodobnie bym eksplodował. To wręcz przerażające.

 

Po chwili leżałem już na ziemi, zamierzając na poważnie zająć się przeglądem swoich umiejętności.

 

 


Kolejny rozdział jutro, ale nic nie obiecuje.

Mefistofeles   
paź 15 2016 Rozdział 01. Odrodzenie i szok.
Komentarze (0)

Kiedy odzyskałem przytomność, nadal otaczała mnie ciemność. W całym ciele odczuwałem przyjemne ciepło, i uczucie ukojenia. Kiedy spróbowałem poruszyć ciałem, poczułem jak uderza, dłoniom o coś twardego.

 

Spróbowałem zrobić to samo drugą ręką, ale poczułem te samą, jednolitą powierzchnie.

 

Nagle moją uwagę zwróciło jeszcze coś dziwnego. Z trudem udawało mu się poruszyć palcami, jakby były wykonane z ołowiu.

 

Trzask!

 

Do moich uszu dotarł głośny dźwięk pęknięcia. Na blokującej moje ruchy powierzchni zaczęły pojawiać się drobne szczelinki, które rozszerzając się, sprawiały że moje oczy zalało światło.

 

Trzask! Trzask! Trzask!

 

Pęknięcia pojawiały się coraz szybciej, otaczając mnie ze wszystkich stron.

 

Trzask!!!

 

Przy akompaniamencie głośniejszego trzasku, wszystko wokół niego runęło. Uczucie ciepła zostało zastąpione przez chłód.

 

Nie zwróciłem na to jednak uwagi, zaskoczony widokami które rozpościerały się przed moimi oczami.

 

Leżałem na ogromnych rozmiarów łące, tak wielkiej, że nie widziałem jej końca. Zauważyłem go dopiero, kiedy się odwrócił.

 

Za mną leżał potwór!

 

Wyglądem przypominał trochę jaszczurkę, jednak z kilkoma różnicami. Jaszczurki nie maja skrzydeł. Po drugie, jaszczurki nie są tak wielki! Na oko ponad 20 metrowe cielsko było dostatecznie wielkie, by zmiażdżyć człowieka na miazgę! Całe ciało pokrywała sieć zgrubień, sprawiających wrażenie dodatkowego szkieletu.

 

Dopiero po chwili się uspokoiłem.

 

Potwór nie okazywał w stosunku do mnie żadnych wrogich zamiarów. Poza tym, co dziwniejsze, zauważyłem że też nie czuje w stosunku do niego zbyt wielkiego strachu. Gdy początkowy szok minął, nie wydawał się już aż tak przerażający. Wręcz przeciwnie, zaczynałem zauważyłem że patrzy na mnie dość przyjaznym wzrokiem.

 

Dopiero kiedy spróbowałem zrobić krok w jego stronę, zobaczyłem coś co naprawdę zmroziło moje serce.

 

Od pierwszej chwili czułem się jakoś dziwnie, mając trudności z poruszaniem swoim ciałem, jednak dopiero teraz zrozumiałem dlaczego.

 

Całe moje ciało było porośnięte czymś na kształt łusek, o ciemno szarym zabarwieniu. Kiedy spojrzałem na swoje ręce, Choć właściwie powinienem powiedzieć łapy, zakończone były ostrymi pazurami. Nie musiałem nawet oglądać reszty własnego ciała by się zorientować, że jestem mniejsza wersją potwora stojącego przede mną.

 

W momencie w którym to do mnie dotarło, pojawił się przede mną przezroczysty panel.

 

Imię : Nieznane.

Rasa : Kościany smok.

Ranga : Smoczątko.

Poziom : 1

Siła :10

Zwinność :10

Żywotność : 10

Kondycja : 10

Energia : 10

Wytrzymałość : 10

Umiejętności : Lot(1) Smoczy dech(1) Klątwa(1) Instynkt (1)

Umiejętność specjalna : Ewolucja.

Punkty statystyk : 0

Punkty umiejętności : 0

 

Przez chwile starałem się zrozumieć co się właśnie stało

 

-Co to ma być!? - Starałem się powiedzieć, ale z moich ust wydobyło się tylko warknięcie.

 

W tym momencie przypomniałem sobie co się ze mną stało, i głos który usłyszałem. Wtedy zrozumiałem wreszcie, co się ze mną stało.

 

Odrodziłem się.

 

Nie mogłem zrozumieć tylko jednego, dlaczego jako smok?


Wybieraj!

A. Za akceptuj swój los i pogódź się z nim.

B. Wmawiaj sobie że to sen.

C. Załam się psychicznie!

D. Za atakuj smoka, godząc się na pewną śmierć.

 

Westchnięcie.

 

- Wybieram A - Pomyślałem bez większego zastanowienia.

 

W sumie, co mi szkodzi? Poprzednie życie zmarnowałem, a to i tak lepsze od bycia trupem.

 

Zaraz po tym jak dokonałem wyboru, poczułem jak ogarnia mnie słabość.

 

Smok musiał to zauważyć, ponieważ schylił pysk i podsunął mi nim kawałki jakiejś skorupy. Dopiero po chwili zrozumiałem że muszą to być resztki jaja z którego się wykluł. Ta myśl trochę go rozbawiła.

 

Po chwili wziąłem kawałek w zęby, i zacząłem przeżuwać. Nie smakowała nawet tak źle. Dopiero jak przełknąłem pierwszy kawałek, zrozumiałem jak byłem głodny. Szybko zabrałem się za pozostałe fragmenty.

 

Po chwili wszystkie znajdowały się w moim żołądku, a ja zrobiłem się nagle strasznie senny.

 

Ostatkiem sił, kierowany instynktem, podczołgałem się do wielkiego smoka i oparty o jego bok, zasnąłem.

Mefistofeles   
paź 09 2016 Prolog
Komentarze (0)
Prolog 

Artur patrzył zszokowany na swoją pokrytą szkarłatem rękę, zastanawiając się jak mogło do tego wszystkiego dojść.

 

Wszystko miało przecież zacząć się teraz układać. Miał wreszcie znaleźć prace, ustabilizować swoje życie. Zacząć wszystko od nowa.

 

Czy wszystkie jego plany miały pójść w odstawkę?

 

Dlaczego akurat dzisiaj musiał być napad na jubilera? Dlaczego przestępca musiał wybiec akurat wtedy kiedy przechodził? Dlaczego musiał biec z nożem w ręce? Dlaczego musiał wpaść akurat na mnie? Dlaczego on uciekł, a ja leże teraz na chodniku nożem w brzuchu?

 

Nie mógł znaleźć odpowiedzi na te pytania. Przed oczami zaczęły latać mu czarne plamki.

 

- Czy ja umieram? - Zapytał sam siebie w myślach.

 

Czuł jak jego ciało staje się coraz zimniejsze.

 

Wiedział że cała ta sytuacja to jego wina.

 

Gdyby podjął inne decyzje, wszystko wyglądało by inaczej.

 

Nie skończył by nauki po liceum, tylko poszedł na studia. Zdobył wyższe wykształcenie. Znalazł sobie dziewczynę, a może nawet by się ożenił?

 

Nie został by 37 letnim prawiczkiem z nadwagą i bez pracy, ktury umiera na ulicy.

 

Dałby wszystko by muc podjąć inne decyzje. Wszystko wyglądało by zupełnie inaczej.

 

W tym momencie wszystko pokryła czerń.

 

Przestał czuć swoje ciało, zupełnie jakby w ogóle go nie miał.


Wybieraj!

 

Usłyszał nagle w swojej głowie metaliczny, wyprany z emocji głos.


A. Śmierć.

B. Odrodzenie.

 

Nie umiał rozpoznać czy ten głos pochodzi od kobiety czy od mężczyzny. -

 

Mam przewidzenia?

 

Głos stawał się coraz głośniejszy.

 

- Wybieraj! Wybieraj! Wybieraj! Wybieraj! Wybieraj! Wybieraj! Wybieraj! Wybieraj! Wybieraj!!!

 

W końcu krzyczał tak głośno, że wydawało mu się że jego głowa eksploduje.

 

- Wybieram odrodzenie! - Krzyknął, mając nadzieje że przestanie.

 

W tym momencie wrzask ucichł.

 

- Dokonałeś wyboru

Po chwili przytłaczająca czerń została zastąpiona przez jasne światło.

 

Chwile później ponowni usłyszał w głowie głos.

 

Wybieraj! Umiejętność specjalna!

 

A. Przytłaczająca aura!

B. Prekognicja!

C. Wielka biblioteka!

D. Wyszkolony wojownik!

E. Ewolucja!

F. Władca żywiołów!

G. Losuj!

 

Tym razem nawet się nie zastanawiał. Wciąż dzwoniło mu w uszach od tego wrzasku.

 

- Losuj!

 

Dokonałeś wyboru! Wylosowana umiejętność ,,Ewolucja" została przyznana.

 

W tym momencie poczuł straszliwy bul w całym ciele, a chwile później stracił przytomność.

 

 

 

 

 


Rozdziały będą pojawiać się co 2-3 dni. Co do mojego poprzedniego projektu, z niezależnych ode mnie przyczyn został on wstrzymany (Miałe ma kąpie kilkanaście gotowych rozdziałów, i jak na złość zepsuł się i został całkowicie sczyszczony. Wróci, kiedy wykuruje się po tym szoku psychicznym) Zapraszam do komentowania.

 

P.S - Nie zwracajcie uwagi na imię głównego bohatera, od teraz nie ma ono żadnego znaczenia.

Mefistofeles   
paź 09 2016 Okładka
Komentarze (0)

 

 

 

 

 

 

Mefistofeles