paź 17 2016

Rozdział 02. Pierwszy posiłek.


Komentarze: 0

Ostre promienie słońca dotarły pod moje powieki, budząc mnie ze słodkiego snu. Ktoś szturchnął mnie lekko w ramię.

 

- Jeszcze 5 minutek! - Starałem się powiedzieć, choć z niewiadomych przyczyn brzmiało to trochę nie wyraźnie.

 

Szturchnięcie powtórzyło się.

 

- Przecież powiedziałem że jeszcze chwile! - Krzyknąłem, otwierając gwałtownie oczy.

 

Możecie wierzyć lub nie, ale zobaczyć zaraz po przebudzeniu ślepi wielkiego smoka wpatrujących się w ciebie, nie należy do najprzyjemniejszych.

 

Natychmiast przypomniałem sobie wszystkie dotychczasowe wydarzenia.

 

Z westchnięciem podniosłem się z ziemi. W czasie gdy spałem, smok musiał wybrać się na polowanie, ponieważ kilka metrów ode mnie leżało truchło jakiegoś zwierzęcia. Z wyglądu przypominało trochę jelenia, tylko że jelenie nie mają na głowie 3 ostrych rogów i małych skrzydełek wyrastających z pleców.

 

Jeśli jego rozmiary były podobne do tych z mojego świata, mogłem stwierdzić że mam rozmiary mniej więcej 4-5letniego dziecka, lub wyrośniętego dobermana.

 

Patrząc na zdobiące jego ciało ślady po zębach, mogłem w mały, stopniu wyobrazi sobie siłę tego smoka. Aż ciarki przeszły mi po plecach.

 

W tym momencie dotarło cos do mnie. Wcześniej nie zwróciłem na to zbytniej uwagi, ale skoro to jest mój rodzic to jak powinienem się do niego zwracać? Nie miało to zbyt wielkiego znaczenia, skoro i tak nie potrafię mówić, ale pewien dyskomfort pozostał. Po chwili zastanowienia postanowiłem dalej nazywać go smoczycą lub smokiem. Nie byłem zbyt dobry w nadawaniu imion.

 

Smoczyca otwarła nagle paszcze, i wpuściła w stronę truchła strumień ognia. Mimo że stałem kilka metrów dalej, i tak poczułem to intensywne ciepło. Było to prawdziwe może płomieni.

 

Po kilku sekundach wszystko się skończyło. Nikt nie pomyślał by teraz że ten apetycznie pachnący kawałek mięsa był jeszcze chwile temu surowy.

 

Zacząłem się intensywnie zastanawiać, czy ja też będę kiedyś tak umiał.

 

Miałem nadzieje że tak.

 

Smok chwycił go w pysk, po czym odgryzł mniej więcej 2/3.

 

Po czym popatrzył w moją stronę wyczekującym wzrokiem.

 

Zrozumiawszy o co mu chodzi, ruszyłem wolnym krokiem w stronę truchła.

 

W porównaniu z ostatnim razem kiedy to mogłem tylko powoli się czołgać, widać było znaczącą poprawę. Mogłem już powoli chodzić, choć mogłem na razie zapomnieć o bieganiu.

 

Chwile później zatopiłem zęby w apetycznie wyglądającym mięcie. Ciepły tłuszcz ściekał mi kącika ust. Choć może powinienem był powiedzieć pyska?

 

Nie było to może najlepszy posiłek jaki jadłem w życiu, ale na pewno znajdował się w górnej 10.

 

Ale nie ma się czemu dziwić. Ostatnie miesiące poprzedniego życia spędziłem na diecie składającej się z samych chińskich zupek i znajdującej się nie opodal knajpki, o której nie można było powiedzieć nic dobrego.

 

Kiedy poczułem że więcej już nie pomieszczę, odsunąłem się kawałek. Nie zostało tego dużo, tylko kilka kostek z nędznymi ochłapami mięsa. Nie miałem gdzie mieści się to całe jedzenie, ale gdybym próbował zjeść tyle w poprzednim życiu, prawdopodobnie bym eksplodował. To wręcz przerażające.

 

Po chwili leżałem już na ziemi, zamierzając na poważnie zająć się przeglądem swoich umiejętności.

 

 


Kolejny rozdział jutro, ale nic nie obiecuje.

Mefistofeles   
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz