Archiwum 31 października 2016


paź 31 2016 Rozdział 14 Z gifem
Komentarze (0)

Kiedy otworzyłem oczy, czułem się naprawdę paskudnie. Bolały mnie całe plecy, byłem przemarznięty i strasznie zdrętwiałem. Spanie na podłodze nie było jednak aż tak dobrym pomysłem Szczerze to wolał bym już spać na gołej ziemi, nie było by przynajmniej tak twardo.

 

Kiedy jednak spojrzałem na śpiącą w łóżku Anne, pomyślałem że może jednak nie było tak źle? Musiało jej się śnić coś dobrego, ponieważ na jej ustach błąkał się lekki uśmiech.

 

Na ten widok zakuło mnie lekko serce.

 

Nie mogę pozwolić jej cierpieć - Pomyślałem.

 

Wstałem powoli, starając się wydawać jak naj mniej hałasu by jej nie obudzić. Bul w plecach lekko zmalał, ale dobry pomysłem było przejść się kawałek, by przywrócić krążenie.

 

Z samego rana w karczmie nie było niemal nikogo. Tylko nie liczne ranne ptaszki jadły śniadanie. Na ich widok także poczułem się głodny.

 

Tym razem za ladą stała wysoka, całkiem łada dziewczyna.

 

- Witam, co podać?


- Jakieś lekkie śniadanie. - Odpowiedziałem, rozglądając się po sali.

 

Dostałem talerz gorącej zupy i kawałek chleba. Nie powiem by był to wytworny posiłek, ale po tak długiej diecie składającej się z samego mięsa, byłem naprawdę zadowolony.

 

Kiedy tylko się najadłem (Musiałem zapłacić 2 Rony), rzuciłem

 

- W moim pokoju jest jeszcze jedna dziewczyna. Kiedy zejdzie na duł, proszę jej tagże dać coś do jedzenia. - Powiedziałem kładąc na ladzie pieniądze.


- Oczywiście. Może pan ją opisać?

 

Zamyśliłem się lekko.


- Brązowe włosy, psie uszy, wychudzona. Niezbyt wysoka. - Starałem się jak najdokładniej ją opisać - A, i nazywa się Anna.


- Dobrze, życzy pan sobie coś jeszcze?


- Tak, jest tu może jakieś miejsce gdzie można zarobić trochę pieniędzy?

 

Dziewczyna zamyśliła się lekko.

 

- Najlepsze będą chyba Gildie najemników i poszukiwaczy przygód.


- To to nie jest to samo? - zdziwiłem się.

 

- Nie, nie! - Gorąco zaprzeczyła - Najemnicy zajmują się głównie eskortowaniem lub ochroną. Poszukiwacze przygód zaś zajmują się eskortowaniem, walką z potworami, zbieraniem ziół, są wszechstronni.


- Acha. Dziękuje - Podziękowałem. Zapytałem jeszcze jak dojść do Gildi Poszukiwaczy przygód.

 

Po namyśle odrzuciłem pomysł zostanie najemnikiem. Lepiej im płacą, ale nie lubiłem ograniczać się tylko do jednej rzeczy. Poszukiwaczom płacili trochę gorzej, ale mogli zajmować się ciekawszymi zadaniami.

 

Okazało się że Gildia jest tylko kilka kroków od karczmy. Wychodząc na zewnątrz byłem zaskoczony zmianą jaka zaszła od wczoraj. Ostatniego wieczoru było tu pełno ludzi, teraz jednak ruch był dużo mniejszy.

 

Budynek gildii nie wyglądał zbyt imponująco. Właściwie to nie różnił się zbytnio od karczmy. Jedyną różnicą był ruch. do budynku Gildi co chwile wchodzili, lub wychodzili ludzie. Kiedy jednak przekroczyłem próg, zrozumiałem że podobieństwo było tylko powierzchniowe.

 

Na przeciwko drzwi znajdowały się kontuary, do których co chwile podchodzili ludzie, chcąc podjąć się jakiegoś zadania. Jedna z ścian była całkowicie zajęta przez wielką tablice, na której powywieszane były zadania. Gdzie nie gdzie były poustawiane stoły, przy których małe grupki poszukiwaczy rozmawiało między sobą.

 

Nikt nie zwrócił żadnej uwagi na moje przybycie. Nie zaczepiany przez nikogo podszedłem do lady.

 

Stał za nią łysiejący facet po 40.

 

 

 

 

Zaraz!? Czy za ladą nie powinna stać piękna recepcjonistka!? Ten gość nie był recepcjonistką, a już na pewno nie był piękny!

 

- Słucham? - Zapytał zachrypniętym głosem.


- Chciałbym dołączyć do Gildi.

 

- Oczywiście - Nie wydawał się zaskoczony, więc nie popełniłem chyba żadnej gafy. - Proszę to wypełnić - Powiedział, podając mi kartkę.

 

Imię :

Płeć :

Wiek :

Profesja :

Czy jesteś człowiekiem? Tak/Nie.

Należysz do jakiejś innej organizacji? Tak/Nie.

Potwierdzasz że zgadzasz się z własnej woli Tak/Nie.

 

Zaskakujące było to że rozumiałem tutejsze pismo. le skoro znałem język, to niby czemu nie miał bym znać liter? Odłożyłem to na później.

 

- Czy imię jest konieczne? - Zapytałem.

 

- Nie. Możesz podać fałszywe lub swój pseudonim. Nie ma to żadnego znaczenia.

 

Serio? To po co właściwie pytacie? To pytanie cisnęło mi się na usta, ale przemilczałem.

 

Szybko wypełniłem niemal cały formularz. Zawahałem się na chwile przy pytaniu czy jestem człowiekiem. W kocu zdecydowałem się wpisać prawdę. Największy problem miałem przy imieniu, ale w końcu wpisałem pierwszą nazwisko jakie przeszło mi na myśl.

 

Imię : Waterlow

Płeć : Mężczyzna

Wiek : 21

Profesja : Brak.

Czy jesteś człowiekiem? Tak/Nie.

Należysz do jakiejś innej organizacji? Tak/Nie.

Potwierdzasz że zgadzasz się z własnej woli Tak/Nie.

 

Skłamałem trochę co do wieku, ale z obecną postacią nikt nie dał by mi 30 lat. Oddałem mu kartkę

 

- Proszę chwile zaczekać. - Powiedział, odchodząc.

 

Kilka minut później wrócił, i wręczył mi niewielką kartę.


Imię : Waterlow

Płeć : Mężczyzna

Wiek : 21

Ranga : E

 

- Oto pańska karta gildii. Obecnie ma pan rangę E, jeśli chce pan ją podnieść trzeba wykonać 10 zadań wyższej rangi. Jakieś pytania?


- Nie, dziękuje. - Powiedziałem, po czym ruszyłem w kierunku tablicy z zadaniami.

 

Nie wiedzieć czemu, ten gość nie wzbudził mojej sympatii. Wręcz przeciwnie, czułem do niego dziwną niechęć.

 


 

Dziś już więcej nie wstawie. Wiecie, święto. Ale możecie liczyć na rozdział w środę.  :D

 

 

Sorry za tego Gifa. Znalazłem go przypadkiem, i akurat wpasował się tematycznie. Taki szok!

Mefistofeles   
paź 31 2016 Rozdział 14. Pierwszy dzień w mieście.
Komentarze (6)

Kiedy otworzyłem oczy, czułem się naprawdę paskudnie. Bolały mnie całe plecy, byłem przemarznięty i strasznie zdrętwiałem. Spanie na podłodze nie było jednak aż tak dobrym pomysłem Szczerze to wolał bym już spać na gołej ziemi, nie było by przynajmniej tak twardo.

 

Kiedy jednak spojrzałem na śpiącą w łóżku Anne, pomyślałem że może jednak nie było tak źle? Musiało jej się śnić coś dobrego, ponieważ na jej ustach błąkał się lekki uśmiech.

 

Na ten widok zakuło mnie lekko serce.

 

Nie mogę pozwolić jej cierpieć - Pomyślałem.

 

Wstałem powoli, starając się wydawać jak naj mniej hałasu by jej nie obudzić. Bul w plecach lekko zmalał, ale dobry pomysłem było przejść się kawałek, by przywrócić krążenie.

 

Z samego rana w karczmie nie było niemal nikogo. Tylko nie liczne ranne ptaszki jadły śniadanie. Na ich widok także poczułem się głodny.

 

Tym razem za ladą stała wysoka, całkiem łada dziewczyna.

 

- Witam, co podać?


- Jakieś lekkie śniadanie. - Odpowiedziałem, rozglądając się po sali.

 

Dostałem talerz gorącej zupy i kawałek chleba. Nie powiem by był to wytworny posiłek, ale po tak długiej diecie składającej się z samego mięsa, byłem naprawdę zadowolony.

 

Kiedy tylko się najadłem (Musiałem zapłacić 2 Rony), rzuciłem

 

- W moim pokoju jest jeszcze jedna dziewczyna. Kiedy zejdzie na duł, proszę jej tagże dać coś do jedzenia. - Powiedziałem kładąc na ladzie pieniądze.


- Oczywiście. Może pan ją opisać?

 

Zamyśliłem się lekko.


- Brązowe włosy, psie uszy, wychudzona. Niezbyt wysoka. - Starałem się jak najdokładniej ją opisać - A, i nazywa się Anna.


- Dobrze, życzy pan sobie coś jeszcze?


- Tak, jest tu może jakieś miejsce gdzie można zarobić trochę pieniędzy?

 

Dziewczyna zamyśliła się lekko.

 

- Najlepsze będą chyba Gildie najemników i poszukiwaczy przygód.


- To to nie jest to samo? - zdziwiłem się.

 

- Nie, nie! - Gorąco zaprzeczyła - Najemnicy zajmują się głównie eskortowaniem lub ochroną. Poszukiwacze przygód zaś zajmują się eskortowaniem, walką z potworami, zbieraniem ziół, są wszechstronni.


- Acha. Dziękuje - Podziękowałem. Zapytałem jeszcze jak dojść do Gildi Poszukiwaczy przygód.

 

Po namyśle odrzuciłem pomysł zostanie najemnikiem. Lepiej im płacą, ale nie lubiłem ograniczać się tylko do jednej rzeczy. Poszukiwaczom płacili trochę gorzej, ale mogli zajmować się ciekawszymi zadaniami.

 

Okazało się że Gildia jest tylko kilka kroków od karczmy. Wychodząc na zewnątrz byłem zaskoczony zmianą jaka zaszła od wczoraj. Ostatniego wieczoru było tu pełno ludzi, teraz jednak ruch był dużo mniejszy.

 

Budynek gildii nie wyglądał zbyt imponująco. Właściwie to nie różnił się zbytnio od karczmy. Jedyną różnicą był ruch. do budynku Gildi co chwile wchodzili, lub wychodzili ludzie. Kiedy jednak przekroczyłem próg, zrozumiałem że podobieństwo było tylko powierzchniowe.

 

Na przeciwko drzwi znajdowały się kontuary, do których co chwile podchodzili ludzie, chcąc podjąć się jakiegoś zadania. Jedna z ścian była całkowicie zajęta przez wielką tablice, na której powywieszane były zadania. Gdzie nie gdzie były poustawiane stoły, przy których małe grupki poszukiwaczy rozmawiało między sobą.

 

Nikt nie zwrócił żadnej uwagi na moje przybycie. Nie zaczepiany przez nikogo podszedłem do lady.

 

Stał za nią łysiejący facet po 40.

 

Zaraz!? Czy za ladą nie powinna stać piękna recepcjonistka!? Ten gość nie był recepcjonistką, a już na pewno nie był piękny!

 

- Słucham? - Zapytał zachrypniętym głosem.


- Chciałbym dołączyć do Gildi.

 

- Oczywiście - Nie wydawał się zaskoczony, więc nie popełniłem chyba żadnej gafy. - Proszę to wypełnić - Powiedział, podając mi kartkę.

 

Imię :

Płeć :

Wiek :

Profesja :

Czy jesteś człowiekiem? Tak/Nie.

Należysz do jakiejś innej organizacji? Tak/Nie.

Potwierdzasz że zgadzasz się z własnej woli Tak/Nie.

 

Zaskakujące było to że rozumiałem tutejsze pismo. le skoro znałem język, to niby czemu nie miał bym znać liter? Odłożyłem to na później.

 

- Czy imię jest konieczne? - Zapytałem.

 

- Nie. Możesz podać fałszywe lub swój pseudonim. Nie ma to żadnego znaczenia.

 

Serio? To po co właściwie pytacie? To pytanie cisnęło mi się na usta, ale przemilczałem.

 

Szybko wypełniłem niemal cały formularz. Zawahałem się na chwile przy pytaniu czy jestem człowiekiem. W kocu zdecydowałem się wpisać prawdę. Największy problem miałem przy imieniu, ale w końcu wpisałem pierwszą nazwisko jakie przeszło mi na myśl.

 

Imię : Waterlow

Płeć : Mężczyzna

Wiek : 21

Profesja : Brak.

Czy jesteś człowiekiem? Tak/Nie.

Należysz do jakiejś innej organizacji? Tak/Nie.

Potwierdzasz że zgadzasz się z własnej woli Tak/Nie.

 

Skłamałem trochę co do wieku, ale z obecną postacią nikt nie dał by mi 30 lat. Oddałem mu kartkę

 

- Proszę chwile zaczekać. - Powiedział, odchodząc.

 

Kilka minut później wrócił, i wręczył mi niewielką kartę.


Imię : Waterlow

Płeć : Mężczyzna

Wiek : 21

Ranga : E

 

- Oto pańska karta gildii. Obecnie ma pan rangę E, jeśli chce pan ją podnieść trzeba wykonać 10 zadań wyższej rangi. Jakieś pytania?


- Nie, dziękuje. - Powiedziałem, po czym ruszyłem w kierunku tablicy z zadaniami.

 

Nie wiedzieć czemu, ten gość nie wzbudził mojej sympatii. Wręcz przeciwnie, czułem do niego dziwną niechęć.

 


 

Dziś już więcej nie wstawie. Wiecie, święto. Ale możecie liczyć na rozdział w środę.  :D

Mefistofeles   
paź 31 2016 Rozdział 13. Królewska stolica.
Komentarze (9)

Czułem że kiedyś moje serce wpędzi mnie w kłopoty. Ale czy to moja wina że nie mogłem przejść niewzruszony obok płaczącej dziewczyny?

 

Kiedy Anna zdołała się jako tako uspokoić, trzeba było zająć się naszymi jeńcami. Powoli zaczynali się już wybudzać, więc najwyższy czas pomyśleć co z nimi zrobić. Najprościej było by po prostu ich zabić, ale wolałem nie rozważać na razie tej możliwości.

 

Po namyśle zdecydowałem się przywiązać ich do najbliższego drzewa, i tak zostawić, Może nawet ktoś ich uratuje? Nawet jeśli nie, raczej nie będzie mi ich żal. Wcześniej jednak dokładnie ich przeszukałem. Nie liczyłem na żaden większy łup, i nie zawiodłem się. Tylko jeden z nich miał sakiewkę, w dodatku niemal pustą.

 

Większą uwagę poświęciłem ich mieczom. Były ty lekkie, jednoręczne ostrza, w dużo lepszym stanie niż mój poprzedni. Choć także miały na sobie ślady intensywnego używania.

 

Bandyci próbowali protestować podczas przywłaszczania sobie ich dobytku, ale ni zwracałem na to uwagi.

 

- Wiesz jak daleko jest najbliższe miasto? - Spytałem Anny.

 

- Godzinę drogi stąd - Odpowiedziała.

 

Jej głos nie był już tak cichy jak na początku, co odnotowałem z zadowoleniem. Widać było że przestała się już mnie bać. Dowodem na to było to, że kiedy zaproponowałem jej by szła ze mną, zgodziła się bez większych sprzeciwów.

 

Ruszyliśmy w drogę w milczeniu. Nie wiedziałem na jaki temat mogli byśmy rozmawiać, a ona nie wydawała się być w tej chwili chętna do rozmowy. Od czasu naszej pierwszej rozmowy wydawała się jakoś dziwnie milcząca, jakby zamyślona.

 

Po około godzinie ujrzałem przed sobą miasto.

 

Spodziewałem się jakiejś niewielkiej wioski, może małego miasteczka. Jednak to co ujrzałem przerosło moje najśmielsze oczekiwania.

 

Wielkie miasto było otoczone potężnymi, wysokimi na wiele metrów murami. Przy potężnej bramie znajdowała się spora kolejka ludzi którzy po kolei wchodzili lub wychodzili z miasta.

 

- Co to za miasto? - Zszokowany spytałem Anny.

 

- Stolica królestwa Kaon, Hanalea.

 

Więc była to stolica.


- Zawsze są tutaj takie kolejki? - Spytałem zaciekawiony.

 

- Nie słyszał pan? - Była tym naprawdę zdziwiona - Z całego królestwa ściągają najlepsi wojownicy i widzowie na wielki turniej Bogów.

 

To by wyjaśniało dlaczego większość z ludzi stojących przed bramą miała na sobie zbroje i broń. Przynajmniej ja sam się nie wyróżniałem.

 

Stanęliśmy w kolejce, oczekując na swoją kolej by przejść przez bramę. Kolejka posuwała się naprawdę powoli. Minęło dobre półgodziny zanim nadeszła nasza kolej.

 

Potężnie zbudowany strażnik spojrzał na nas uważnie.


- Wstęp do miasta kosztuje jednego srebrnika - Powiedział. Zaraz jednak rzucił okiem na obrożę na szyi Anny - Za niewolnika płaci się puł srebrnika.

 

Najwyraźniej wziął Annę za mojego sługę. Nie widziałem zbytniej potrzeby wprowadzać go z błędu.  

Otworzyłem sakiewkę zabraną bandytą. Było w niej kilka srebrnych i miedzianych monet. Bez słowa podałem mu 2 srebrne.

 

- Dobrze - Oddał mi 5 miedzianych monet - Życzę miłego pobytu.

 

Kiedy tylko przekroczyliśmy bramę, uderzył mnie niesamowity zgiełk miasta. Mimo że zbliżała się już późna godzina, na ulicach na ulicach było pełno ludzi. W życiu nie widziałem takich tłumów.

 

- Przepraszam, gdzie tutaj można spędzić noc? - Spytałem jakiegoś przechodnia.

 

- ,,Pod Baryłką" powinny być jakieś miejsca. - Wytłumaczył mi jak tam dojść.

 

Podziękowałem, po cym ruszyliśmy dalej. Już po chwilo byliśmy na miejscu.

 

W karczmie ,,Pod baryłką" także było dużo ludzi. Wszyscy siedzieli przy stolikach jedząc kolacje, lub pijąc.

 

Przy barze stał postawny, barczysty mężczyzna.

 

- Chciał bym wynająć pokój.


- Jedna noc kosztuje 5 ron. Za posiłki płaci się osobno.

 

 Natychmiast zapłaciłem za trzy dni. Nie wiedziaółem w końcu ile tu zostanę.

 

 Natychmiast po otrzymaniu kluczy, udaliśmy się do pokoju. Nie był on pierwszej klasy. Właściwie było tutaj tylko niewielkie łózko, i malutki stoliczek. Nie narzekałem jednak, zadowolony że w końcu mogę spać z dachem na głową.

 

Kazałem Anie położyć się w łóżku, ja zaś zająłem podłogę. Próbowała protestować, ale byłem stanowczy. Jaki prawdziwy mężczyzna pozwoli spać dziewczynie na podłodze? Na pewno nie ja.

 

Musiałem być bardzo zmęczony, ponieważ natychmiast po położeniu głowy na podłodze, zasnąłem.

 


Planowałem dodać jutro, ale skoro Krypel ma dziś urodziny, do dodaje teraz. :D

Mefistofeles   
paź 31 2016 Rozdział 12. Pierwsza rozmowa.
Komentarze (3)

Na dźwięk mojego głosu dziewczyna trzęsło się lekko.

 

Westchnąłem ciężko. Wyglądało a to że się mnie boi. Właściwie to się jej nawet nie dziwie. Sam był bym przerażony w takiej sytuacji. Musiałem znaleźć jakiś sposób by zdobyć choć odrobine jej zaufania. Może wtedy zdołam jakoś z nią porozmawiać?

 

Przyjrzałem się jej dokładnie.

 

Teraz mogłem wyraźnie stwierdzić że była naprawdę młoda. Wcześniej myślałem że mrze mieć 17, może 18 lat. Teraz nie dał bym jej nawet 16.

 

Była naprawdę wychudzona, jakby po wielodniowej głodówce. Założę się że mógłbym policzyć jej teraz wszystkie żebra. W jej oczach dało się jednak wyczytać wole życia.

 

Gdy tak się jej przyglądałem, nagle doznałem olśnienia.

 

- Poczekaj tu na mnie, proszę. - Powiedziałem.

 

Następnie szybkim krokiem wbiegłem po między drzewa. Kiedy tylko oddaliłem się od niej, zmieniłem się w smoka. Drzewa nie rosły tutaj tak gęsto, więc mogłem spokojnie manewrować między gałęziami. Już po kilku minutach znalazłem to czego szukałem.

 

Było to stadko składające się z 5 rogatych królików. Nie stanowiły one dla mnie żadnego wyzwania.W ciągu kilku sekund udało mi się uśmiercić 3 z nich. Niestety, ostatniej dwójce udało się uciec. Nie goniłem ich jednak. Ta trójka z cało pewnością wystarczy.

 

Wziąłem je w ręce, po czym ruszyłem z powrotem kierunku dziewczyny. Nadal tam była. Usiadła na pobliskim kamieniu i wyglądała na lekko zamyśloną. Kiedy jednak usłyszała że się zbliżam, ponownie zrobiła się spięta.

 

Położyłem króliku na ziemi, po czym wróciłem do lasu po 3 gałęzie. Używając resztek miecza jako prowizorycznego noża, zaostrzyłem jedną z gałęzi. Chwile później stał przede mną prowizoryczny rożen. Gdybym miał jeść sam, zmienił bym się w smoka i po prostu zjadł mięso, ale skoro ona jest ze mną, taka opcja nie wchodziła w grę.

 

Kiedy tylko króliki były nabite na rożen, zacząłem powoli je przypiekać. Kontem oka zauważyłem że dziewczyna przygląda mi się zaciekawiona. Chyba nie często spotyka mężczyzn którzy potrafią zionąć ogniem.

 

Po około 10 minutach mięso było gotowe. W powietrzu zaczął rozchodzić się apetyczny zapach. Kiedy rzuciłem okiem w kierunku dziewczyny, zobaczyłem w jej oczach głód.

 

Bez słowa podałem jej jednego królika. Przez chwile podszyła na niego zaskoczona, ale już chwile późnej wbiła w niego zęby. Łapczywie zaczęła pożerać kawałki mięsa, a gorący tłuszcz zaczął cieknąć jej po brodzie. Wydawało jej się to jednak nie przeszkadzać.Nie wiedziałem że jedna dziewczyna może zjeść aż tyle.

 

Sam zabrałem się za jedzenie, co jakiś czas zerkając w jej stron. Dopiero kiedy z jej porcji niemal nic nie zostało, przemówiła

 

- D...Dziękuje - Powiedziała z drżącym głosem.

 

Posłałem jej lekki uśmiech. A więc prawdą jest że do ludzi najłatwiej przemawia się prze żołądek.

 

- Nie ma za co. Mogła byś mi powiedzieć jak się nazywasz?

 

Spojrzała na mnie trochę niepewnie.

 

- Anna - Odpowiedziała cicho.

 

- Ładne imię - Ponownie lekko się uśmiechnąłem - Ja jestem... - Zawahałem się - Do mnie możesz zwracać się jak chcesz.

 

- Dlaczego? - Zapytała.

 

Po głosie można było poznać że naprawdę jest ciekawa.

 

- Nie posiadam imienia. - Odpowiedziałem zgodnie z prawdą.

 

Nie zadawała pytań. Byłem jej za to troszeczkę wdzięczny.

 

- Dlaczego cię ścigali? - Zapytałem, wskazując głową bandytów.

 

Wcześniej zdążyłem związać ich liną, którą mieli przy sobie.

 

Przez krótką chwile panowało milczenie, aż zacząłem się zastanawiać czy powinienem o to pytać.

 

- Uciekłam im - Usłyszałem cichą odpowiedz. Jej głos lekko drżał.

 

- Uciekłaś? Skąd? - Zapytałem. Czegoś chyba tu nie rozumiałem.

 

- Z transportu niewolników - Odpowiedziała cichym głosem.

 

Mówiąc to, odchyliła lekko bluzkę, odsłaniając znajdującą się na szyi obrożę. Zauważyłem ją już wcześniej, ale nie zwróciłem na nią uwagi.

 

Więc była niewolnikiem.

 

Kiedy spojrzałem jej w oczy, zobaczyłem w nich dwie rzeczy. Strach przed tym co zrobię, a zarazem śliną determinację. Determinacje, by przeżyć.

 

- Nie możesz jej po prostu zdjąć? - Zapytałem, chcąc przerwać milczenie.


- Nie wiesz? - Spytała zaskoczona - Tych obroży nie da się zdjąć.

 

Niby skąd miałem to wiedzieć?

 

- Pochodzę z bardzo daleka - Odpowiedziałem. Właściwie to nie było to kłamstwo. - Nigdy w życiu nie widziałem takiej obroży. Ja to działa?

 

Patrzyła mi chwile w oczy, jak by sprawdzając czy nie żartuje.

 

- Niewolnik nie może skłamać, próbować skrzywdzić swojego pana, nie wyjawiać jego sekretów. - Mówiła cicho, tak że ledwo można było usłyszeć jej głos. - Złamanie tych reguł kończy się śmiercią.

 

Zacząłem żałować że poruszyłem ten temat. Widać było że sprawia jej bul. Nie rozumiałem tylko jednej rzeczy.

 

- Więc jak mogłaś im uciec?


- Nie należę o nich. Próbowali mnie tylko złapać, by muc sprzedać.

 

Z jej oczu zaczęły płynąć łzy.

 

Nie wiedziałem jak ją pocieszyć. Nigdy nie byłem dobry w takich rozmowach, i nie przywykłem do tego że ktoś przy mnie płacze.

 

W końcu kierowany impulsem położyłem jej rękę na głowie i delikatnie pogłaskałem.

 

Spojrzała na mnie ze zdziwieniem. Słone łzy powoli spływały jej z policzka. Nie wiedzieć czemu ten widok poruszył moje serce. Słowa same zaczęły opuszczać moje usta.

 

-Proszę, nie płacz. - Starałem się by mój głos brzmiał łagodnie. - Obiecuje że nic ci się nie stanie.

 

Powoli skinęła głową, nie przestając jednak płakać. Jak ludzie mogli próbować zrobić coś złego tak słodkiej dziewczynie? Nie mogłem tego zrozumieć.


 

 

Jeśli będę miał czas, to rozdział wpadnie jeszcze jutro, ale szanse są naprawdę niewielkie. :D

 

Co do imienia jednak zdecydowałem się na Annę. Ewentualnie zawsze istnieje możliwość by je zmienić. : -)

 

 

 

Mefistofeles